Mimo pierwszej części sezonu - dla mistrza Polski zawstydzającej - nie jest to wykluczone. Gdy Jan Urban przejmował stery, Lech zamykał ligową tabelę, a do ósmego miejsca tracił dziewięć punktów. Nowy szkoleniowiec odmienił zespół jak za dotknięciem magicznej różdżki: Lech po 19 kolejce pojawił się w czołowej ósemce, a od miejsca gwarantującego start w kwalifikacjach Ligi Europy dzielą poznaniaków, już po podziale, raptem cztery punkty. A jest przecież jeszcze Puchar Polski, podobno najkrótsza droga na międzynarodowe salony...
Wzór na gęstość
Scenka rodzajowa. Przed jednym z treningów, już w schyłkowej fazie niepodzielnego panowania trenera Skorży w szatni Lecha, mimo że atmosfera jest w niej grobowa, piłkarze nie potrafią powstrzymać się od śmiechu. Pokazują sobie internetowe memy. Chodzi o twórczość konkretną, którą muszą przeglądać dyskretnie, bo dotyczy ich bezpośredniego przełożonego. Sztandarową i wywołującą najwięcej śmiechu grafiką jest ta z dialogiem Macieja Skorży z ekspedientką w sklepie. - Dzień dobry, czy zbiera pan punkty? - pada pytanie kasjerki. Odpowiedź jest brutalna w swej prostocie: - Nie.
Wymowny jest fakt, że w obliczu zatrważających rezultatów i staczania się w ligową otchłań jedną z nielicznych rzeczy, która tej jesieni potrafiła wśród zawodników wywołać uśmiech, były obrazki krążące w internecie, piętnujące szkoleniowca oraz ich samych. Powietrze w szatni poznańskiego Lecha było tak gęste, że na przełomie września i października można je było kroić nożem. Idąc na łatwiznę wszystko zrzucić można na słabe rezultaty, kwestia to jednak bardziej złożona. - Za kadencji Skorży maszynka się zacięła. Trener nie potrafił znaleźć odpowiedniego języka z zawodnikami w tym ciężkim okresie - uważa w rozmowie z "PN" Artur Wichniarek. - W krytycznym momencie łatwiej zwolnić jednego trenera niż cały zespół.
Z Bułgarskiej od dłuższego czasu dochodziły sygnały, że szatnia nie stanie murem za swoim szkoleniowcem. Tomasz Kędziora miał zostać obarczony publicznie winą za wynik pierwszego meczu z FC Basel, w ostatnich dniach kadencji Skorży do rezerw został przesunięty bramkarz Maciej Gostomski, ten sam, którego trener chwalił za interwencje w meczu z Lechią w Gdańsku z dogrywki poprzedniego sezonu, mające zapewnić drużynie tytuł mistrzowski. Jedną z pierwszych decyzji sztabu Urbana było przywrócenie golkipera do drużyny.
- Presja na wynik, czyli awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, była duża, i kiedy nie udało się osiągnąć sukcesu, spirala kolejnych porażek szybko zaczęła się nakręcać - mówi były reprezentant Polski, ekspert NC+ i Eurosport, Maciej Murawski. Lech wpadł w dołek formy i zabrakło pomysłu jak wyjść z kryzysu. To drużyna o bardzo dużej jakości, mierzona przez pryzmat mistrza Polski, przez co presja była większa niż w poprzednich sezonach, kiedy Lech zajmował się pogonią za Legią.
Skorża wyleciał w powietrze po nastąpieniu na minę na stadionie przy Kałuży w Krakowie (porażka 2:5 z Cracovią). Agonia potrwała jeszcze tydzień, później projekt postanowiono zakopać i w jego miejsce wznieść nowy, pod szyldem "Jan Urban". - Taki ruch zawsze daje szatni impuls. Nowemu trenerowi chcą się pokazać z dobrej strony nie tylko piłkarze, którzy regularnie grali, ale także ci, którzy byli odstawieni na boczny tor. Jest to próba działania na psychikę zespołu, na pewno nie na umiejętności piłkarskie, bo lechici umiejętności mieli i mają - zauważa Wichniarek.
Kiedy po raz pierwszy w Poznaniu pojawiły się plotki o zatrudnieniu Urbana, szkoleniowiec przebywał na kursie dla trenerów w Madrycie. Co ciekawe, czekał wówczas na telefon od... prezesa i udziałowca Legii Warszawa, Bogusława Leśnodorskiego. Przed wylotem do Hiszpanii obaj panowie widzieli się na kolacji i temat trzeciego podejścia JU na Łazienkowskiej 3 był mocno aktualny. Na drodze stanęło weto jednego z trzech współwłaścicieli klubu Dariusza Mioduskiego; prezes Leśnodorski i kolejny udziałowiec Maciej Wandzel byli za powrotem zwolnionego w grudniu 2013 roku szkoleniowca. Z Lechem Urban dogadał się w kilka dni.
Szatnia kontra rotacja
Jednym z zawodników, którzy na zmianie szkoleniowca zyskali najbardziej, jest Abdul Aziz Tetteh. Urban wraz ze swoim sztabem nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że tak solidnego pomocnika z Ghany odstawiono na bocznicę. Od październikowego meczu z Legią w Warszawie piłkarz zagrał we wszystkich spotkaniach ligowych oraz Ligi Europy, na dodatek w większości z nich był zawodnikiem pierwszego wyboru (za wyjątkiem starć z Górnikiem Łęczna i Belenenses w Lizbonie, w których z uwagi na rotację zaliczył po 45 minut). Co ciekawe, po jednym z treningów doszło do rozmowy między Tettehem, a szkoleniowcami. Piłkarz miał powiedzieć wprost: - U poprzedniego trenera miałem pewność, że obojętnie jak się prezentowałem w tygodniu, w meczu i tak nie zagram.
Urban jednym ruchem, być może nawet nieświadomie, odbudował piłkarza, który zbiera teraz pozytywne oceny. Ba, jest jednym z najlepszych zawodników w klubie. Zresztą, gdy przystawi się ucho w odpowiednie miejsce można usłyszeć, że bardzo nie po drodze ze Skorżą było też innym zawodnikom, zaliczał się do nich choćby Gergo Lovrencsics.
Wichniarek nie uważa, że zawodnicy Lecha celowo mieli przegrywać kolejne mecze, aby w końcu doszło do zwolnienia Skorży. - W życiu miałem kilku trenerów i z doświadczenia mogę powiedzieć, że piłkarze nigdy nie grają przeciwko szkoleniowcowi. Powodów jest kilka. Przegrywając mecze przegrywasz swoje premie, pieniądze i prestiż. Dlatego żaden piłkarz nie będzie grał przeciwko przełożonemu, bo tym samym gra przeciwko sobie - mówi były reprezentant Polski. - Zresztą w przypadku Lecha zawodnicy nie mieli powodu, żeby ze Skorżą być na wojennej ścieżce. Wyniki z wiosny mówiły same za siebie. Trener swoją pracą umożliwił im zdobycie mistrzostwa, a co za tym szło - finansowych premii.
Murawski: - Trener Skorża rotował składem, ale wyznaczył wyraźną granicę między pierwszym wyborem, czyli zawodnikami grającymi w europejskich pucharach, a drugim, krajowym na początek sezonu ekstraklasy. Z kolei trener Urban też dokonuje częstych zmian, co nie jest dziwne patrząc na napakowany meczami terminarz Kolejorza w rundzie jesiennej, jednak piłkarze wcześniej z góry uznani ze rezerwowych, dostają zdecydowanie więcej szans i odgrywają ważniejszą rolę. To wpływa na morale w szatni i pozwala walczyć ze zmęczeniem najważniejszych zawodników. Trener Urban podjął kilka stanowczych decyzji, których efekty przyszły bardzo szybko. Na przykład postawił zdecydowanie na Jasmina Buricia, co piłkarzowi na jego pozycji, z tak bogatym doświadczeniem w Poznaniu, było potrzebne. Odzyskał dawną formę, odzyskał pewność siebie i wybronił kilka punktów.
Analiza wyjściowego składu w kolejnych meczach od czasu zatrudnienia Urbana prezentuje największy problem Lecha w gorszej odsłonie piłkarskiej jesieni: zmęczenie najważniejszych zawodników. Przeprowadzane cyklicznie badania krwi ukazały prawdę o przygotowaniu Szymona Pawłowskiego, Marcina Kamińskiego, Paulusa Arajuuriego, Barry'ego Douglasa, Kędziory, Lovrencsicsa i Kaspra Hamalainena - szkielet mistrzowskiej lokomotywy był skrajnie przemęczony, gra co trzy dni była niemożliwa. Stąd zmiany w składzie i decyzje komentowane jako kontrowersyjne, jak ta o wystawieniu przeciwko Belenenses w Lizbonie od pierwszych minut na środku defensywy Dariusza Dudki i Tamasa Kadara.
[nextpage]
Walcząc na trzech frontach i przejmując zespół w strefie spadkowej Urban nie mógł kontynuować poprzedniej polityki, bo ta mogła skutkować tylko kolejnymi i coraz poważniejszymi urazami. Razem ze Skorżą z klubu został zwolniony cały sztab z wyjątkiem pracującego tam już wcześniej trenera przygotowania fizycznego Andrzeja Kasprzaka. Uchodzący za jednego z najlepszych specjalistów w Polsce dalej ma wysoki ranking wśród osób zarządzających klubem, został jednak odsunięty od pierwszej drużyny, a zawodnikami zajmuje się współpracujący wcześniej z Urbanem w Legii i Osasunie Pampeluna Cesar Sanjuan-Szklarz. Czy winny złego przygotowania był Kasprzak? Latem do sztabu dołączył Paolo Terziotti, który był słabo oceniany za dokonania w Wiśle Kraków i Legii Warszawa, gdyż pracował z trenerem Skorżą.
Kownaś na szpicy
Lech, nawet mimo o wiele lepszych wyników i imponującej serii meczów bez porażki w lidze, wciąż boryka się z wieloma problemami. Jednym z największych jest brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. - Marcin Robak ma kontuzję, nie wiadomo, kiedy będzie zdrowy, poza tym to piłkarz mocno zaawansowany wiekowo. Z nim Lech Europy nie zwojuje na pewno. Inni zawodnicy też się na tej pozycji nie sprawdzili. Dlatego w okienku zimowym klub koniecznie musi ściągnąć klasowego napastnika - zauważa Wichniarek.
Były zawodnik Lecha dokładnie wskazuje, jakie cechy powinien mieć nowy nabytek Kolejorza. - Tu nie do końca chodzi o klasyczną dziewiątkę, typowego łowcę bramek, bo w przypadku Lecha nie tego brakuje. Urban ma w kadrze ofensywnych Pawłowskiego czy Lovrencsicsa. Oni potrzebują napastnika, który umiejętnością utrzymania się przy piłce i absorbowania obrońców będzie tworzył dla nich luki w defensywie. Pod tym względem nie ma w Lechu pola manewru.
Aktualnie w zespole jest jeden zdrowy napastnik, którego można traktować poważnie. To Dawid Kownacki. Denis Thomalla notowania u szkoleniowców ma tak słabe, że jeśli w grudniu ich do siebie nie przekona, wiosnę może mieć wyrwaną z piłkarskiego życiorysu. Za Niemcem nie przemawia choćby jeden boiskowy argument: nie ma ani szybkości, ani nie potrafi się utrzymać przy piłce, ani nie dysponuje strzeleckim instynktem. Na ten moment Thomalla to największy transferowy wyrzut sumienia kierownictwa Lecha.
- Trzeba temu chłopakowi jeszcze dać czas. On miał takiego pecha, że przyszedł do zespołu, który został mistrzem Polski, ale na początku nowego sezonu zupełnie nie funkcjonował. W takim zespole nowym zawodnikom odnaleźć się jest jeszcze trudniej - uważa jednak Wichniarek. - Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że nie jest to zawodnik, który może zbawić Lecha. Obym się mylił, bo to młody chłopak i kariera przed z nim, ale taki klub, jakim jest Lech, potrzebuje z przodu zawodnika innego kalibru. Takiego, który w lidze polskiej bądź zagranicznej już trochę bramek postrzelał i odnosił sukcesy.
- Przecież Thomalla miał niezły początek w Poznaniu, strzelił dwie bramki w eliminacjach Ligi Mistrzów - przypomina uczestnik mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. - Nie wytrzymał mentalnie przeskoku, był nieprzygotowany na tak dużą presję, ale jeszcze bym go nie skreślał. Trener Urban odbudował już niejednego zawodnika, dotarł do kilku opornych głów, sam jest byłym świetnym zawodnikiem z tej pozycji i Thomalla w tym przypadku trafił bardzo dobrze.
Życie po Hamalainenie
Jest pewne, że w zimie władze Lecha zakontraktują napastnika, zapotrzebowanie na takiego zawodnika zgłosił już kierownictwu klubu sztab szkoleniowy. Tym bardziej że jest pewne, że z końcem roku wygasa kontrakt Hamalainena, który z potrzeby chwili też często grywał jako napastnik. W Poznaniu mają podejrzenia, że ofensywny gracz jest już po słowie z innym klubem, stąd niechęć do podejmowania rozmów. W zasadzie niemożliwe jest z kolei wypożyczenie Artjomsa Rudnevsa, o którym dość intensywnie pisano przed kilkoma tygodniami. Piłkarz zarabia miesięcznie w Hamburgu ponad 130 tysięcy euro. I to w zasadzie zamyka dyskusję.
Pierwszą opcją w obsadzeniu pozycji numer 9 wiosną, podobnie jak w meczu z Wisłą Kraków, ma być Kownacki. Poznański wonderboy po świetnej wiośnie sezonu 2013-14 był łączony z wielomilionowym, liczonym w euro, transferem do Niemiec, przepadając w kolejnych rozgrywkach. Wiele o zjeździe formy mówi wynik akcji pod roboczym tytułem "Dycha Kownasia", według zasad której zawodnik miał strzelić w pierwszej części tego roku dziesięć goli, a zatrzymał się na czterech trafieniach, zaliczając długie serie nieskuteczności. W międzyczasie przytrafiły się kontuzje - badano czy 18-latek nie jest podatny na skręcenia stawów, których zaliczył kilka - i częste powołania do reprezentacji młodzieżowych kolidujące z terminarzem pierwszego zespołu. Osadzenie Kownasia na dziewiątce to także ruch dyktowany polityką finansową Kolejorza. Trzy najwyższe transfery z klubu w historii, warte łącznie ponad 12,25 miliona euro, dotyczyły piłkarzy z tej pozycji. Robert Lewandowski, Łukasz Teodorczyk oraz Rudnevs to historia ostatnich pięciu letnich okienek transferowych.
- Nie mam wątpliwości, że to naturalna dziewiątka lub dziesiątka - mówi Murawski. - Trzeba pamiętać, że kiedy wchodził do drużyny oprócz talentu z racji wieku miał spore braki fizyczne do gry na pozycji wysuniętego napastnika. W ostatnich miesiącach nabrał masy mięśniowej i może być gotowy, aby grać na stałe w ataku i skuteczniej walczyć z obrońcami o pozycję. Przypominam przypadek Mariusza Stępińskiego. Po transferze do Norymbergi został przesunięty na skrzydło, podobnie ustawiano go w Wiśle Kraków, teraz w Ruchu Chorzów jest najskuteczniejszym Polakiem w ekstraklasie. Spore rezerwy tkwią też w Darku Formelli, który w młodzieżówkach też grał na szpicy. Czekam jak zaprocentuje ich współpraca z trenerem Urbanem.
Gdzie Jevtić?
Nowy sztab dokonał już przeglądu kadr klubowej akademii piłkarskiej. Lech chwali się najlepszym szkoleniem w Polsce, co jednak nie przekłada się na stały dopływ wychowanków do pierwszego składu. W wiosennym rozdaniu szansę w seniorach ma otrzymać reprezentant Polski do lat 18 i 19 Kamil Jóźwiak, już pod koniec ubiegłego sezonu trenujący z pierwszym zespołem.
W zimie na pewno gorąco będzie wokół Karol Linettego. Reprezentant Polski już w lecie był o krok od transferu do Club Brugge, w ostatnim momencie do transakcji jednak nie doszło. Trener Skorża mówił wówczas, że "z tego co wie, Karol zostanie w Lechu co najmniej do zimy". W normalnej sytuacji kibice Kolejorza mogliby być niemal pewni, że Linetty odejdzie teraz. Chętnych na jego zakontraktowanie bowiem nie brakuje, kuszą go między innymi wysłannicy Leicester oraz Napoli. Tyle że sytuacja nie jest normalna, bo za kilka miesięcy we Francji odbędą się finały Euro 2016. Piłkarz wyjeżdżając już teraz na Zachód podjąłby gigantyczne ryzyko wypadnięcia z kadry przez ewentualny brak regularnej gry w klubie. To najmocniejszy (choć nie decydujący) argument za tym, że Linetty w Poznaniu zostanie do końca sezonu.
Oprócz napastnika celem na kolejne okienko transferowe jest uporządkowanie kadry pierwszego zespołu. Duże braki na skrzydłach pomocy i bokach obrony, wysoka liczba piłkarzy do gry w środku pola, ograniczony manewr w ataku, wreszcie spora liczba obcokrajowców - to wszystko oznacza przebudowę.
Wichniarek: - Dzięki regulaminowi rozgrywek i dzieleniu punktów drużyna ma jeszcze szanse na puchary. Dlatego możemy być też pewni, że Lech nie odpuści Pucharu Polski, żeby uratować ten sezon na tyle, na ile się da. Zresztą, jak śmieszna jest to liga, widzieliśmy w meczu Górnika z Piastem. Górnik, który nie może wygrać meczu, wysoko pokonał lidera, który miał dużą przewagę nad resztą stawki, a zatem zasłużenie prowadził w rozgrywkach.
- To drużyna z dużą rezerwą i kiedy na dobre osiądzie w pierwszej ósemce, zobaczymy innego Lecha. Co z tego, że styl nie zawsze powala, skoro są wyniki? Widać, że ten zespół jest budowany mądrze, od defensywy, a to zawsze zaczyna procentować. Gdzie jest forma Darko Jevticia? Na ile stać w Poznaniu Gajosa? Trener Urban ma wiele do zrobienia z piłkarzami, których już w Lechu zastał i to dla niego wyzwanie. Reforma tylko im pomoże. Gra w europejskich pucharach, jeszcze niedawno uważana za nierealną, już jest na wyciągnięcie ręki - kończy ekspert telewizyjny.
Michał Czechowicz, Paweł Kapusta
Czytaj w "PN"
Louis van Gaal zostanie zwolniony?
Artur Jędrzejczyk wypożyczony do Legii
8:0 Realu. Tak wysoko nie wygrano w Lidze Mistrzów od dawna