Mecz ze Śląskiem Wrocław był szóstym, w którym Pogoń Szczecin nie zdobyła gola z gry. W tym czasie wykorzystała jeden rzut karny i jeden rzut rożny, co nie zmienia faktu, że żadna drużyna w Ekstraklasie nie trafia do bramki rzadziej. Nieśmiało można dodać, że Portowcy rozegrali jeszcze na zero z przodu sparing z RB Lipsk.
Trener Czesław Michniewicz nie ukrywa, że indolencja strzelecka jest największym problemem Pogoni. Po ostatnich meczach próbuje nieco zaklinać rzeczywistość i opowiada o progresie w ofensywie.
- Od spotkania z Legią Warszawa w każdym kolejnym meczu stwarzamy więcej okazji bramkowych. W spotkaniu ze Śląskiem były fajne momenty i mieliśmy sporo składnych akcji. Niestety wszystko kończyło się w okolicach pola karnego rywala. Być może wkradała się nerwowość i niedokładność - ocenił.
Pogoni brakowało wszystkiego, by regularnie trafiać do bramki: napastnika, lidera, skrzydeł. Taka kolejność problemów jest nieprzypadkowa i wynika w równym stopniu z absencji, jak i ze złego okienka transferowego. Kibice czuli pismo nosem już przed sezonem. Krótka kadra podziałała jak bomba z opóźnionym zapłonem, choć początkowo seria bez porażki tuszowała kłopot.
O Łukaszu Zwolińskim można mówić tyle samo dobrego, co złego, ale jest to jedyny napastnik Pogoni, który potrafi odnaleźć się w polu karnym. Władimir Dwaliszwili jest albo kontuzjowany, albo toporny na boisku, natomiast z Marcina Listkowskiego lepszy materiał na skrzydłowego niż napastnika. Teraz, kiedy Zwoliński jest kontuzjowany, nie ma kogo wystawić z przodu. Michniewicz rzuca do przodu Adama Frączczaka, ale przesuwanie go po pozycjach jest symbolem tego, co trener nazywa "krótką kołdrą". Po zakryciu jednego niedostatku odsłania w innym miejscu.
Liderem szczecinian bywał Rafał Murawski. Czasem równał do niego Takafumi Akahoshi. Za rundę jesienną obaj zasłużyli na niską notę, a ostatnio bardziej zawodzi Murawski. Przestał być efektywny na tyle, że spadł na 37. miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej, a żadnego zawodnika Pogoni nie ma w czołowej "25" zestawienia.
Nie funkcjonuje środek pola, a i skrzydła. O koszmarnych statystykach wszystkich bocznych pomocników powiedziano już wiele. Zgodnie z nowymi informacjami całe trio Małecki, Murayama i Przybecki nie otrzyma propozycji przedłużenia kontraktu. Wszyscy w komplecie uzbierali do dziś trzy punkty do klasyfikacji kanadyjskiej. Sporo mówi się też o niedoskonałościach taktycznych. Drużyna cofa się do zbyt niskiego pressingu i nawet po odbiorze trudno jej zaskoczyć przeciwnika.
- Stwarzamy sytuacje strzeleckie. Miałem w ostatnich meczach i ja, i Adam Frączczak, i Lado Dwaliszwili - przypomina Patryk Małecki. - Jest tylu zawodników, którzy czekają na swoje szanse, że nie możemy tłumaczyć się brakiem jednego napastnika. Już trochę gram w piłkę i wiem, że są dobre i złe serie. Na początku sezonu wszystko nam się układało, a Jarek Fojut strzelił nawet gola z połowy boiska. Także teraz musimy zachować zimną krew i nie lekceważyć jakiejkolwiek szansy na gola.
W środę Portowcy podejmą Lechię Gdańsk. Pierwszy gwizdek przy Twardowskiego o godzinie 18.