Mecz z Ruchem miał przynieść upragnione przełamanie, tymczasem podopieczni Jana Urbana zaliczyli koszmarny początek i później z trudem uratowali remis. - Wchodzisz w mecz, tracisz gola tuż po jego rozpoczęciu i wtedy nie da się nagle zagrać z polotem i wyrzucić niekorzystnego wyniku z głowy. Tym bardziej jest to trudne, że wcześniejsze mecze w naszym wykonaniu nie były dobre. W spotkaniu z Ruchem straciliśmy później jeszcze jedną bramkę i ta pierwsza połowa to jednak duży minus - ocenił Łukasz Trałka.
Lechici nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową. W czwartek czeka ich arcytrudny wyjazdowy pojedynek z ACF Fiorentiną w Lidze Europy, zaś w niedzielę - w ramach 13. kolejki Ekstraklasy - zmierzą się z Legią Warszawa. - Na razie trzeba się skupić na pucharach. Jedziemy na stadion przeciwnika, który jest zdecydowanie lepszy od nas, ale właśnie po to awansowaliśmy do fazy grupowej, żeby rozgrywać takie mecze. Chcemy z nich jak najwięcej wynieść - zaznaczył kapitan mistrza Polski.
W starciu z Legią Trałki zabraknie w składzie Kolejorza, bo będzie pauzował za nadmiar żółtych kartek. Tego rywala się jednak nie boi. - Nasza liga już wielokrotnie pokazała, że każdy z każdym może wygrać. Uważam, że jeśli my spiszemy się dobrze, to nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Kluczowe jest właśnie to, by zrealizować swoje założenia. Z tym mamy na razie problem.
Doświadczony pomocnik unika porównań Jana Urbana z Maciejem Skorżą. - Nie będę oceniał ani poprzedniego, ani obecnego trenera. To nie jest moja rola. Niech zajmą się tym inni.
Sytuacja Lecha jest jednak nieciekawa. Już sześciopunktowa strata do bezpiecznej strefy robi szokujące wrażenie, a do pierwszej ósemki poznaniacy tracą aż dziesięć oczek. Brak awansu do grupy mistrzowskiej to coraz bardziej realna perspektywa. - Mamy pełną świadomość i żyjemy tymi problemami na co dzień. Potrzebujemy teraz serii, nie ma się co oszukiwać. Żeby jednak o niej myśleć, trzeba wreszcie odnieść pierwsze zwycięstwo. Bez niego nie ruszymy, a czekamy na nie już bardzo długo. Znaleźliśmy się w trudnym położeniu i doskonale zdajemy sobie sprawę, że nagle nie wskoczymy na trzecie czy czwarte miejsce, ale musimy z tych problemów w końcu wyjść - przyznał Trałka.