- Jeśli wyglądało to jak strzał, to dobrze, ale chciałem delikatnie dośrodkować na długi słupek. Wyszło z tego całkiem niezłe uderzenie - przyznał z uśmiechem Szymon Pawłowski.
Ten gol był jednak bezcenny dla Kolejorza. Przystępowanie do drugiej połowy z wynikiem 0:2 postawiłoby ekipę Jana Urbana w niemal beznadziejnej sytuacji. - Dużo nam dała bramka kontaktowa. Zejście do szatni z rezultatem 1:2 to już coś zupełnie innego. Nasze podejście się zmieniło i po przerwie staraliśmy się odrobić straty. To zrealizowaliśmy, ale zwycięstwa niestety nie ma - dodał.
Lech stracił gola już w 1. minucie. Zaczął więc mecz równie koszmarnie jak ten z Cracovią (2:5) przed przerwą reprezentacyjną. - Nie wchodzimy dobrze w spotkania. Mały promyk nadziei wynika jedynie z tego, że w końcu potrafiliśmy dogonić wynik. Trudno się jednak cieszyć z jednego punktu, założenia były zupełnie inne - stwierdził Pawłowski.
Czy jest coś, co sprawia, że do kolejnych meczów Kolejorz podejdzie z nieco bardziej optymistycznym nastawieniem? - Wszyscy chcieli jak najlepiej, każdy się starał i to chyba było widać. Przede wszystkim nie spuściliśmy głów, mimo że mecz kompletnie się nam nie ułożył. Jednak na wymierne efekty pracy trenera Jana Urbana trzeba jeszcze poczekać - zakończył.