Trzecia minuta doliczonego czasu gry dobiegała już końca, gdy wynik spotkania na 3:2 dla gospodarzy ustalił Maciej Małkowski. Sandecja świętowała, natomiast Miedź mogła czuć się, jak bokser po nokaucie. - Tak bywa w piłce. Uważam, że nasi rywale wygrali szczęśliwie - stwierdził Ryszard Tarasiewicz.
Trener Miedzi Legnica sporo uwagi poświęcił też sędziemu Jackowi Małyszkowi. - Nie jeden mecz przegrałem, ale w piłkę nożną nie da się grać, jeżeli mają miejsce takie sytuacje na boisku, jakie mieliśmy. Dobrą sytuacją dla prowadzenia takiego meczu jest fakt, iż nie ma na nim telewizji. Nie mogę mieć pretensji do zawodników, bo na tyle ile mogli, starali się na boisku. Błędy indywidualne zadecydowały o stracie bramek. Przed nami jeszcze dużo meczów i jestem przekonany, że będziemy wygrywać - podkreślił szkoleniowiec Miedzianki.
Sądeczanie czekali 4 kolejki na zwycięstwo. Kiedy już wywalczyli trzy punkty, to po bardzo emocjonującym spotkaniu. - Serdecznie gratuluję swoim zawodnikom walki do końca. Niejeden zespół po stracie gola na 2:2 w 89. minucie, już nie pokazałby tej sportowej złości. Chwała chłopakom, że nie przejęli się tym indywidualnym błędem bramkarza Marka Kozioła, tylko ruszyli do przodu. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Bartek Sobotka dograł z prawej strony, a strzał Łukasza Nowaka nie wiem jak obronił bramkarz. Akurat piłka spadła pod nogi Maćkowi Małkowskiemu, który zdobył zwycięskiego gola - mówił Robert Kasperczyk.
Opiekun biało-czarnych nie zgodził się z opinią Ryszarda Tarasiewicza, mówiącą o szczęśliwym zwycięstwie. - Bramka na 2:2 to efekt indywidualnego błędu, więc to Miedź może mówić o szczęściu. Również biorąc pod uwagę przebieg gry, jej kontrolowanie i prowadzenie 2:1. Cieszę się, że chłopcy zdobyli trzecią, złotą bramkę w doliczonym czasie gry - zakończył Kasperczyk.