Lech jest w strefie spadkowej od 8. kolejki, a od 9. serii okupuje ostatnie miejsce. Ekipa z Bułgarskiej 17 zamyka tabelę Ekstraklasy po raz pierwszy od sezonu 1999/2000, w którym spadła z najwyższej ligi.
- To nie jest łatwa sytuacja, ale po to jesteśmy, żeby grać, a nie o tym myśleć. Od myślenia są inni. Musimy zostawiać na boisku serce, choć nie mówię, że z Cracovią tego nam zabrakło - mówi Łukasz Trałka.
We wspomnianym meczu 11. kolejki z Cracovią (2:5) Kolejorz stracił pięć bramek po raz pierwszy od 21 lutego 2014 roku. Dwa gole Pasy wbiły Lechowi w ciągu trzech pierwszych minut spotkania.
- Dostać na wyjeździe dwie bramki w ciągu trzech minut i to z kontrataku - to jest niewyobrażalne. Każde kopnięcie piłki w kierunku naszej bramki śmierdziało stuprocentową okazją. Jakbyśmy na treningu mieli gierkę 10 na 3, to ta trójka pewnie by to obroniła - kiwa głową Trałka.
Kapitan mistrza Polski wierzy w to, że Lech wyjdzie z kryzysu, ale otwarcie przyznaje, że nie wie, co zrobić, by Kolejorz zaczął zdobywać punkty.
- Mogę opowiadać różne rzeczy, ale teraz to nie ma żadnego znaczenia. Jeśli sami nie będziemy mieli motywacji, żeby z tego wyjść, to będziemy pogrzebani. W takich momentach trzeba pokazać jaja i charakter. To najtrudniejszy moment, od kiedy gram w piłkę, ale jestem przekonany, że z tego wyjdziemy. Droga jest, ale musimy ją znaleźć. Próbowaliśmy już różnych metod, ale będziemy szukać dalej - przyznaje 31-latek.