Mecz w Łęcznej fatalnie ułożył się dla Śląska Wrocław. Goście prezentowali się nieźle, a mimo to Mariusz Pawełek dwukrotnie w ciągu 120 sekund musiał sięgnąć do siatki. Pomimo niekorzystnego obrotu wydarzeń wrocławska ekipa szybko wróciła do gry po katastrofalnym błędzie Sergiusz Prusak. - Przede wszystkim przeciwnik miał za dużo miejsca w środku. Kontrataki, które Górnik bardzo lubi, zostały wyprowadzone z głębi pola. Chłopcy dopiero w przerwie na picie zrozumieli o co chodzi. Kiedy Robert Pich strzelił bramkę zwróciłem im uwagę, żeby nie rozprzestrzeniali się po boisku, nie atakowali za wcześnie - wyjaśnia Tadeusz Pawłowski.
[ad=rectangle]
Śląsk doprowadził do remisu już w 31. minucie po kolejnym kiksie bramkarza Górnik Łęczna. Po zmianie stron goście bezapelacyjnie dominowali na boisku, ale długo bili głową w mur. - Myślę, że mieliśmy w Łęcznej dobre, pełne dramaturgii widowisko z obu stron. Bardzo się cieszę, że po 0:2 potrafiliśmy wstać z kolan i jeszcze do przerwy wyrównać. Myślę, że po przerwie mieliśmy więcej sytuacji bramkowych i w efekcie zasłużenie wygraliśmy - ocenia szkoleniowiec Śląska.
Goście oddali aż dwadzieścia pięć strzałów, z czego jedenaście celnych. Ostatni - w 94. minucie, w wykonaniu Flavio Paixao dał im wygraną 3:2. Trener nie ukrywa, że jego zespół pracuje nad tym elementem od dłuższego czasu i zaczyna to przynosić efekty. - Mówiliśmy o tym od początku przygotowań, kiedy byliśmy w Turcji na obozie zimowym. Doszliśmy do wniosku, że strzałów w bramkę jest za mało i szczególnie w ostatnim okresie kładliśmy nacisk na to, żeby chłopcy strzelać do bramki trafiali w nią. Trzeba bramkarzowi dać szansę, żeby zrobił błąd albo trafić do siatki. Tutaj bardzo się poprawiliśmy i z każdym meczem jest coraz lepiej - przekonuje Pawłowski.
Tadeusz Pawłowski: Potrafiliśmy wstać z kolan
Trener miał powody do zadowolenia w sobotni wieczór. Jego podopieczni wykazali się olbrzymią ambicją i zwyciężyli, choć przegrywali 0:2 po 18. minutach.
Źródło artykułu: