Igor Lewczuk: Sędziowie nie pomagają Legii

Mistrzowie Polski długo męczyli się w Szczecinie z Pogonią, ale ostatecznie przywieźli do Warszawy komplet punktów. - Takimi meczami wygrywa się mistrzostwo - mówił po spotkaniu [tag=4010]Igor Lewczuk[/tag].

Podopieczni Heninga Berga na wyjazdowe spotkanie do Szczecina jechali pewni zwycięstwa. Rywalizacja z najsłabszą w grupie mistrzowskiej Pogonią miała być spacerkiem, który pozwoli odbudować morale po wcześniejszych słabych meczach przeciwko Lechowi, Śląskowi i Jagielloni.
[ad=rectangle]
Pierwsze minuty pojedynku pokazały jednak, że Legionistów czeka w Szczecinie ciężka przeprawa. Niespodziewanie bowiem od pierwszych minut inicjatywę przejęli Portowcy, którzy zaskoczyli przeciwnika ofensywną i otwartą grą oraz wysokim pressingiem. Do pełni szczęścia gospodarzom zabrakło jedynie skuteczności, bo po strzałach Zwolińskiego i Murawskiego piłka mogła zatrzepotać w siatce.

- Spodziewaliśmy się, że Pogoń na początku będzie grała agresywnie - mówił po meczu obrońca Legii, Igor Lewczuk. - Większość zespół przez pierwsze 15-20 minut próbuje grać wysokim pressingiem i liczy na nasze błędy. Pogoń ma niezłych zawodników, grała u siebie, więc nic dziwnego, że postawiła na otwartą piłkę.

Mistrzowie Polski przebudzili się dopiero w drugiej połowie. Zmęczona agresywnym graniem Pogoń zostawiła rywalowi więcej miejsca na boisku, co pozwoliło Legii na stworzenie kilku groźnych sytuacji. Na posterunku był jednak rewelacyjny tego dnia Dawid Kudła, który w ostatnich meczach zastępuje w bramce Radosława Janukiewicza.

- Trzeba przyznać, że bramkarz rywali grał dzisiaj bardzo dobrze i uprzykrzył nam życie. Ale to dobrze o nas świadczy jeśli jasną postacią meczu jest bramkarz rywali. Musimy jednak popracować nad skutecznością, bo mogliśmy dużo szybciej zdobyć bramkę i oszczędzić sobie nerwów - tłumaczy Lewczuk.

23-letni bramkarz Pogoni był bohaterem spotkania do 75. minuty. Wówczas bowiem to miano skradł mu Orlando Sa, który wykorzystał nieporadną interwencję szczecińskiej defensywy i z najbliższej odległości posłał piłkę do pustej bramki. Dla portugalskiego napastnika było to już trzynaste trafienie w tym sezonie.

- Właśnie takimi meczami wygrywa się mistrzostwo Polski. Kiedy jest się w najwyższej formie, punkty przychodzą same. Ale trzeba też umieć wygrywać spotkania, w których nie wszystko się udaje. Z przebiegu spotkania myślę jednak, że byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem - wyjaśnia Igor Lewczuk.

Igor Lewczuk zupełnie pozbawił Zwolińskiego ochoty do gry.
Igor Lewczuk zupełnie pozbawił Zwolińskiego ochoty do gry.

Obrońca Legii miał również duży udział w sobotnim zwycięstwie. Jego zadaniem było bowiem nie spuszczanie z oka najlepszego strzelca Pogoni, Łukasza Zwolińskiego. Lewczuk wywiązał się z niego perfekcyjnie, zupełnie odbierając młodemu napastnikowi ochotę do grania.

- Wiedzieliśmy, że Zwoliński to dobry zawodnik. Liczba bramek robi wrażenie. Zresztą zaliczył także trafienie przeciwko nam w sezonie zasadniczym. Mieliśmy go dobrze rozpracowanego, wiedzieliśmy jak się zachowuje. Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że trener jakoś szczególnie nas na niego uczulał - mówił Lewczuk.

Szczególnie uczulony na zachowania piłkarzy Legii meczu był z kolei sędzia, Jarosław Przybył. Arbiter z Kluczborka w sobotę beznamiętnie spoglądał na próby wymuszenia rzutu karnego, a teatralny upadek Orlando Sa ukarał nawet żółtą kartką.

- Nie możemy tworzyć teorii spiskowych. Karny w meczu z Jagiellonią był ewidentny, więc nie rozumiem tej całej nagonki. Sędziowie naprawdę nie pomagają Legii, a mecz z Pogonią jest tego najlepszym dowodem - wyjaśniał wychowanek Hetmana Białystok.

Żółta kartka za symulowanie będzie miała jednak dla Orlando Sa poważne konsekwencje. Dla Portugalczyka była to powiem czwarta indywidualna kara, co oznacza, że kolejny mecz przeciwko Wiśle obejrzy z perspektywy trybun. W podobnej sytuacji jest również Michał Masłowski, który w Szczecinie również obejrzał swoją czwartą żółtą kartkę.

- Mamy długą ławkę, więc trener na pewno znajdzie odpowiednie zastępstwo. Myślę jednak, że klasa Michała i Orlando jest na tyle duża, że chyba każdy zespół odczułby ich brak. Szkoda, że zabraknie ich w kolejnym meczu, bo przeciwko Wiśle bardzo by się nam przydali - zakończył Igor Lewczuk.

Źródło artykułu: