Wrocławianie w swoim ósmym ligowym meczu w tym roku nie odnieśli zwycięstwa. Tym razem przegrali 0:2 z Piastem Gliwice. - W pierwszej połowie mieliśmy dwie, trzy sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Natomiast po zmianie stron i zejściu Lukasa Droppy mieliśmy problem, aby na odpowiednim poziomie utrzymać rytm drugiej linii. I naturalnie czerwona kartka Danielewicza... Nie chcę powiedzieć, że ustawiła mecz, ale nie mogliśmy już utrzymać piłki i nie byliśmy groźni z przodu. Uważam, że Piast wygrał zasłużenie. Gratuluję - skomentował pojedynek w Gliwicach Tadeusz Pawłowski, szkoleniowiec Śląska Wrocław.
[ad=rectangle]
Ważnym punktem sobotniego spotkania była czerwona kartka Krzysztofa Danielewicza. Pomocnik wszedł na boisko w drugiej połowie, a po kilku minutach musiał je opuścić z dwoma żółtymi kartkami na koncie. - Krzysiu jest inteligentnym zawodnikiem, ale tym razem nie wykazał się boiskową inteligencją. Gdy ma się jedną żółtą kartkę, to nie wchodzi się wślizgiem czy łapie przeciwnika od tyłu. Tutaj zaważyła nerwowość, za bardzo chciał. Po meczu przeprosił - przyznał opiekun zespołu z Dolnego Śląska.
Przy Okrzei czerwoną kartkę ukarany został Danielewicz. Natomiast w ostatnim meczu Śląska przedwcześnie z placu gry zejść musiał Milos Lacny, który podobnie jak były gracz Cracovii wszedł na boisko i po chwili z niego wyleciał. - Myślę że nerwowość związana z brakiem zwycięstw ma wpływ na niektóre zachowania. Przez długi czas graliśmy uporządkowanie, powiedziałbym, że mieliśmy mecz pod kontrolą. Później zszedł jednak Droppa, a on to wszystko łatał, bo jest szybkim zawodnikiem. Następnie Danielewicz z Hateley'em już nie nadążali, a Calahorro jest podobnym piłkarzem, więc nie miałem innego wyboru. W tym wypadku liczyłem na jakiś stały fragment, może szybki kontratak, ale drugi gol dla Piasta rozstrzygnął o wszystkim - zakończył Pawłowski.
[event_poll=28420]