Niedzielne przewinienie Radji Nainggolana na Federico Mattiello jest w swoim okrucieństwie kopią wydarzenia z 2009 roku. Obrońca Chievo Verona z otwartym złamaniem kości piszczelowej i strzałkowej nieprzytomny opuścił murawę. Do gry wróci najwcześniej za siedem miesięcy. Kim jest pomocnik Romy, który tego dokonał? Kim jest człowiek, którego brutalność zszokowała kibiców we Włoszech?
Dramaty rodzinne, homoseksualizm i Ferrari
Wygląd zewnętrzny w pełni oddaje jego charakter. Efektowny irokez na głowie, ciało przyozdobione niezliczoną ilością tatuaży, zawsze to samo, magnetyczne spojrzenie. Jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w Serie A. Człowiekiem z żelaza, hartowanym przez życie od urodzenia. Gdy miał ledwie pięć lat, jego ojciec Indonezyjczyk wyszedł z domu w Antwerpii i nigdy już nie wrócił. - Zachował się jak tchórz, opuścił nas. Jestem przekonany, że Bóg mu wybaczy. Ja nie mogę - powiedział niedawno. W wieku 20 lat przeżył kolejną traumę. - Umarła najważniejsze osoba w moim życiu, mama Lizy. Nigdy nie pogodzę się z jej stratą. Opłakuję ją niemal codziennie.
[ad=rectangle]
To dla niej wytatuował sobie dwa wielkie skrzydła na plecach. Z datami jej narodzin i śmierci.
Przed dwoma laty po raz pierwszy odwiedził Indonezję. Jechał tam z nadzieją, że odnajdzie ojca i spojrzy mu prosto w oczy. Kiedy na miejscu okazało się, że kilkunastu mężczyzn twierdzi, że jest ich synem, zrezygnował. - To była paranoja. Dziś łatwo jest się przyznać do ojcostwa. Zwłaszcza kiedy dziecko jest znanym i dobrze zarabiającym piłkarzem.
Ma siostrę bliźniaczkę, Ranię, która jest lesbijką. Kilka miesięcy temu wziął udział w kampanii przeciwko homofobii. - Nie można oceniać ludzi przez pryzmat koloru ich skóry czy orientacji seksualnej. To tak jak z miejscem urodzenia. Nie możesz sobie go wybrać. Kocham swoją siostrę. Szanuję jej wolne i świadome wybory.
Jego charakter kształtował się w spartańskich warunkach. - Byłem bardzo chorowitym i słabym dzieckiem. Ale z roku na rok krzepłem. Mimo, że często chodziłem głodny, albo odżywiałem się dosłownie gównianym jedzeniem, nie płakałem. Nigdy się nie poddaję. To moja wizytówka.
Jego imię w języku indonezyjskim oznacza "król". - Dziś żyję jak król. Jeżdżę Ferrari, mam wspaniały dom. Ale większość mojego życia to walka z przeciwnościami losu. Byłem przerażająco biednym dzieckiem. Żałośnie nędznym.
Do Włoch trafił w 2005 roku. Miał 17 lat. Przez pięć lat grał w Piacenzie, później trafił na wypożyczenie do Cagliari. To na Sardynii zapracował na opinię jednego z najtwardszych pomocników w Serie A. - Uwielbiałem Gennaro Gattuso. Inspirowałem się nim. Ale zawsze chciałem tyle widzieć co Xavi. Być tak kreatywnym. Wymyśliłem sobie, że muszę posiąść wszystkie cechy potrzebne do budowy akcji. Przechwyt piłki, rozegranie, finalizację. Wszystko na jak najwyższym poziomie.
[nextpage]
Ninja Nainggolan
Mówią na niego ninja. To zaledwie jedno japońskie słowo, ale w pełni charakteryzuje jednego z najlepszych pomocników w Serie A. Nie ma lidze włoskiej tak walecznego i bezwzględnego piłkarza, który umiałby łączyć maniakalną pracowitość z umiejętnościami gry w ofensywie. Nainggolan to nie tylko destrukcja. To świetny strzał, gra w powietrzu i technika na najwyższym poziomie. To piłkarz jakiego każdy trener przyjąłby z otwartymi ramionami.
W niedzielnym meczu z Chievo przekroczył jednak wszystkie granice. W przerażający sposób zatrzymał karierę jednego z najbardziej utalentowanych obrońców w Serie A i zobaczył za to ledwie żółtą kartkę. Potwierdził tym samym opinię tykającej bomby zegarowej. Obudziły się w nim indonezyjskie demony. Kibice na całym świecie zobaczyli złego Nainggolana. I jego najgorsze oblicze.
- Poprosiłem piłkarzy Chievo Verona o numer telefonu do Federico. To straszna kontuzja. Mogę jedynie przeprosić, bo nic więcej nie jestem w stanie zrobić. Mam nadzieję, że szybko wróci do pełni sił. Jest młody - tak mówił w niedzielę.
Jego ofiara, Federico Matiello w debiutanckim sezonie w Serie A spisywał się znakomicie. Według włoskich dziennikarzy talentem i dojrzałością dorównuje Fabio Cannavaro. Najbliższe tygodnie spędzi jednak przykuty do łóżka. Na boisko wróci dopiero po kilkumiesięcznej, żmudnej rehabilitacji.
Mimo wszystko to i tak wspaniałe wieści. Jeszcze w niedzielny wieczór prognozowano, że był to jego ostatni mecz w karierze.
Mateusz Święcicki