Ostatnie miejsce w tabeli, dziesięć zdobytych punktów i tyle samo straty do zaledwie piętnastego Ruchu Chorzów. To obecny bilans bydgoskiego zespołu, który chociaż w przerwie zimowej przeszedł znaczną metamorfozę kadrową, to jednak na początku piłkarskiej wiosny wyraźnie rozczarowuje swoich sympatyków. Na dodatek do bezpiecznej strefy w T-Mobile Ekstraklasie niebiesko-czarni tracą już dwanaście punktów.
[ad=rectangle]
Na szczęście jednym z jaśniejszych punktów w zespole jest były bramkarz reprezentacji Polski Grzegorz Sandomierski. - Na razie tylko zdobyliśmy jedno oczko w starciu z Górnikiem Łęczna, ale teraz przed nami bardzo ważna potyczka z Lechią Gdańsk i nie będzie to nasze ostatnie słowo. Oczywiście czekamy na podział tabeli i wtedy trzeba będzie zobaczyć ile my i rywale mają tych punktów, choć już teraz trzeba zdobywać ich tyle, ile można. Martwić będziemy się jednak dopiero po zakończeniu drugiej fazy rywalizacji - powiedział Sandomierski.
Bydgoszczanie właśnie w podziale tabeli na dwie części szukają swojej szansy na skuteczną walkę na pozostanie w T-Mobile Ekstraklasie. - Niestety, rywale nam odjechali i teraz trzeba przede wszystkim zwyciężać, aby ta strata nie była jeszcze większa. Na szczęście teraz w drużynie widać wolę walki i nikt na boisku nie odstawia nogi i tak jest właściwie u każdego zawodnika. To jest pozytywny aspekt na przyszłość - dodał Sandomierski.
W Zawiszy czekają jeszcze na zakończenie leczenia Wojciecha Kaczmarka, który powinien wrócić do pełnych treningów pod koniec lutego. Na szczęście na razie defensywa spisuje się w miarę poprawnie. - Na razie nie ma co daleko wybiegać w przyszłość, tylko spokojnie usiąść i przeanalizować na DVD swoje błędy. Razem z moimi kolegami z defensywy chciałbym stworzyć taką prawdziwą zaporę, z którą każdy rywal miałby spore problemy. Wiadomo, że nie w każdym meczu można zagrać na zero z tyłu, ale trzeba tej drużynie w tym pomóc i taka jest rola bramkarza - zakończył Sandomierski.