155. ligowe derby Madrytu były starciem mistrza Hiszpanii z aktualnym liderem La Liga, ale na Vicente Calderon istnieli tylko gospodarze. Ekipa Diego Simeone rozbiła Królewskich aż 4:0 po golach Tiago Mendesa, Saula Nigueza i Mario Mandzukicia oraz po samobójczym zagraniu Raphaela Varane'a.
[ad=rectangle]
- Czy oglądałem derby? Nie darowałbym sobie, gdybym nie oglądał! - mówi Roman Kosecki, który w latach 1993-1995 był zawodnikiem Atletico i rozegrał dla niego 59 ligowych spotkań, zdobywając 14 bramek. W sezonie 1994/1995 występował w Madrycie razem z Diego Simeone.
- Nareszcie Atletico w pełni zdominowało derby i to na swoim stadionie. W zeszłym sezonie było zwycięstwo 1:0 na Bernabeu, ale to, co wydarzyło się teraz, będzie wspominane dekadami - twierdzi "Kosa".
- Atletico wprowadza nową jakość. To jest totalny futbol. wcześniej słynęło przede wszystkim z agresji, zadziorności, a teraz proporcje między tym a naprawdę efektowną grą się wyrównały i gra Atletico cieszy oko. Simeone świetnie zarządza swoją drużyną. Ja osobiście bardzo cieszę się z czwartej bramki, którą zdobył Mandzukić po podaniu Torresa, bo to przecież zawodnicy, którzy ze sobą rywalizują, a potrafią znakomicie ze sobą współpracować - komentuje Kosecki.
Real zameldował się na Vicente Calderon bez Marcelo, Sergio Ramosa, Pepe i Jamesa Rodrigueza: - Brak tych zawodników może być pewnym usprawiedliwieniem, ale Atletico nie wygrało tylko dlatego, że Real był osłabiony - Atletico idzie jak walec, Atletico jest w gazie.
Dzięki derbowemu zwycięstwu Atletico zmniejszyło stratę do przewodzącego tabeli La Liga Realowi do czterech "oczek", a między tymi zespołami jest jeszcze FC Barcelona. - To dobrze dla ligi, bo hiszpańska ekstraklasa jest ciekawa, ale z reguły na miesiąc przed końcem sezonu mistrz był znany, a teraz o tytuł rywalizują trzy naprawdę wyrównane drużyny, które trzymają w nas napięciu do samego końca. Tutaj przed przedostatnią bądź ostatnią kolejką nic nie będzie jasne - przewiduje wiceprezes PZPN.
Triumf Los Colchoneros bardzo cieszy byłego gracza Atletico: - Za moich czasów udało nam się zremisować na Bernabeu 2:2, a tak to zdarzały się remisy u siebie, ale głównie przegrywaliśmy, więc teraz bardzo się cieszę! Biało-czerwone kolory znów rządzą w Madrycie! A przypominam, że jak ktoś chce się poddać, to wywiesza białą flagę, a takie są flagi Realu (śmiech). Biel to kolor porażki, a Madryt jest czerwono-biały!