Michał Masłowski: To jakaś totalna masakra!

- To taki piłkarski kopciuszek. Każdy niech sobie nazwie to po swojemu. Ale to jakaś totalna masakra - tak o swoim transferze do Legii Warszawa mówi [tag=22282]Michał Masłowski[/tag].

26-letni pomocnik trafił do mistrza Polski z Zawiszy Bydgoszcz, w którym spędził 3,5 roku. Do niebiesko-czarnych przeniósł się z kolei z III-ligowej Lechii Dzierżoniów, gdzie wypatrzył go Radosław Osuch, który latem 2011 roku przejął bydgoski klub. Przed sezonem 2011/2012 Masłowski był jednak na testach w Cracovii i choć trener Jurij Szatałow bardzo chciał go w swoim zespole, Pasy zaproponowały mu pensję w wysokości średniej krajowej, czyli znacznie poniżej standardów ekstraklasy.
[ad=rectangle]

Osuch wziął zatem piłkarza do I-ligowego wówczas Zawiszy i ten dla bydgoskiego klubu rozegrał łącznie 95 meczów, w których zdobył 20 bramek i zaliczył 14 asyst. Jako gracz niebiesko-czarnych zadebiutował w reprezentacji Polski, a teraz za ok. 800 tys. euro trafił do Legii. Wojskowi sięgnęli po niego, choć w 2014 roku "Masło" stracił siedem miesięcy na leczeniu kolejnych urazów: najpierw przeszedł operację przywodziciela, a na początku czerwca poddał się zabiegowi przyszycia łękotki.

W rozmowie z legia.com swoją karierę porównuje do historii o "Kopciuszku" i trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę, że jeszcze 3,5 roku temu łączył grę w Lechii z pracą: - Taki piłkarski kopciuszek. Każdy niech sobie nazwie to po swojemu, ale to jakaś totalna masakra. Oczywiście w pozytywnym sensie. Nawet znajomym ludziom z mojego miasteczka nie chce się wierzyć, że jeszcze kilka lat temu byłem w trzeciej lidze, a teraz mam reprezentować najlepszy klub w Polsce. Kto by pomyślał, że to stanie się tak szybko...

Masłowski był łączony z Legią już od stycznia minionego roku, ale twierdzi, że jego transfer zadecydował się w kilka dni na początku minionego tygodnia. - Jeśli chodzi o samą finalizację transferu, to wszystko wydarzyło się nagle. Przyznam, że jestem nieco w szoku, bo znam sytuację i wiem, że prezes Zawiszy był zwolennikiem mojego pozostania w Bydgoszczy. Rozmowy były prowadzone niemal bez przerwy, ale od nich do finalizacji to jeszcze długa droga. Kluczowe decyzje zapadły chyba w kilka dni i ja dowiedziałem się o nich jako prawie ostatnia osoba. Kiedy Legia przedstawiła mi kontrakt, nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń. Zależało mi na tym, żeby zrobić krok do przodu i przenieść się do Warszawy. Uważam, że postąpiłem najlepiej jak się da - opowiada 26-latek.

Zawisza mógł dobrze zarobić na Masłowskim dzięki temu, że ten jeszcze w październiku związał się z klubem nowym, obowiązującym do czerwca 2017 roku kontraktem. - To był całkowicie przemyślany ruch z mojej strony i nikt mnie do tego nie namawiał. Wiadomo, dla mnie było to również duże zabezpieczenie w związku z perypetiami zdrowotnymi. Głównie zależało mi jednak na tym, aby klub mógł na mnie zarobić. Kiedyś w życiu przyjąłem taką zasadę, by odwdzięczać się ludziom, którzy mi pomogli. Przecież równie dobrze mógłbym nic nie podpisywać i odejść za darmo w czerwcu. Powiedziałem sobie, że nie chcę działać w taki sposób. Ludzie, którzy wyciągnęli do mnie rękę, zasługiwali na to, by otrzymać ode mnie coś w zamian. Właściciel Zawiszy, Radek Osuch, który znalazł mnie w trzeciej lidze w Lechii Dzierżoniów, odmienił całe moje życie. Byłem gotów rzucić piłkę. Szukałem pracy, miałem w planach ukończenie studiów. Nie wiem, gdzie bym teraz był. Może też radziłbym sobie nieźle. Tak czy inaczej, całe moje życie odwróciło się do góry nogami. Dostałem szansę i... jakoś to się powoli kręci. I to chyba całkiem nieźle. Teraz jestem tutaj, w Legii Warszawa. Nigdy się tego nie spodziewałem. Nie pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to spełnienie marzeń, bo nie miałem nawet śmiałości, by marzyć o czymś takim. Biorę garściami to, co daje mi los - podkreśla nowy pomocnik Legii.

Źródło: legia.com

Źródło artykułu: