Zawsze dostaję pracę w bardzo trudnych warunkach - rozmowa z Jarosławem Araszkiewiczem, nowym trenerem Pelikana Łowicz

Przed startem tego sezonu w Łowiczu nikt nie ukrywał, że drużyna powinna walczyć o awans do I ligi. Gra Pelikana była jednak nie najlepsza, a efektem tego jest dopiero 11. pozycja w ligowej tabeli. Działacze biało-zielonych wzięli więc sprawę w swoje ręce jeszcze przed końcem rozgrywek. Na kilka ostatnich kolejek od prowadzenia drużyny odsunięty został Bogdan Pisz, a jego obowiązki przejął dotychczasowy asystent Bogdan Jóźwiak. Było to jednak rozwiązanie tymczasowe. Kilka dni temu klub podpisał umowę z Jarosławem Araszkiewiczem.

Mateusz Lis: Dlaczego opuścił pan Nowy Sącz?

Jarosław Araszkiewicz: - Nie chciano przedłużyć ze mną umowy na kolejny rok, a ja nie chciałem pracować już na czyjeś nazwisko. Myślę, że wspólnie z zarządem, jak i kierownictwem i samymi zawodnikami osiągnęliśmy duży sukces w tych warunkach jakie były. Pozostawiam po sobie dobre wrażenie i nie spaloną ziemię.

Czemu zdecydował się pan na podjęcie pracy w Łowiczu?

- Pani prezes zaoferowała mi pracę. Mam bliżej do domu. Na dzień dzisiejszy jestem w trójkącie bermudzkim, bo na pewno będę też odwiedzał znajomych w Sączu i rodzinę w Poznaniu.

Czego oczekuje pan po pracy w Pelikanie?

- Zawsze dostaję pracę w bardzo trudnych warunkach. Tak samo było w Nowym Sączu, tak samo było w rezerwach Lecha, tak samo było w Warcie. Mam nadzieję, że tak nie będzie w Pelikanie. Jest to jakieś wyzwanie dla mnie. Również dla zawodników, żeby się przekonali co do mojej osoby. Myślę, że mamy jedną drogę żeby osiągnąć jakiś cel, czyli zdobyć jak najwięcej punktów. Ja nikomu na dzień dzisiejszy nie będę obiecywał, że mamy awansować, czy mamy grać w barażach, ponieważ piłka jest tak przewrotna, że sam wiem, że grając dobrze można przegrać mecz.

Czy zarząd przedstawił już panu swoje oczekiwania co do rundy rewanżowej?

- Rozmawiałem z zarządem, ale ciężko jest powiedzieć jakie są oczekiwania. Wiadomo, że tak samo zarząd jak i pani prezes chcieliby, żeby Pelikan awansował. Ja przekazałem, że chcemy przede wszystkim grać skutecznie, chcemy grać ładnie dla oka. Żeby kibice byli z nami, żeby nas dopingowali nawet w złych momentach gry i żebyśmy zdobywali jak najwięcej punktów. A jak to się ułoży w końcowej tabeli no to zobaczymy sami.

Czy awans jest możliwy w obecnej sytuacji? Czy potrzebne są duże zmiany personalne w zespole?

- Wszystko jest możliwe. Nawet, że mężczyzna urodzi dziecko. Czeka mnie na pewno dużo pracy, będą spore zmiany. Na pewno przyjdzie kilku zawodników. Przede wszystkim musimy stworzyć fajną atmosferę, tak jak stworzyłem to w Sączu. Nie pozwolę sobie na to, żeby były jakieś dwa obozy, że to są chłopcy od trenera Araszkiewicza, a to są chłopcy od trenera Wilka, także będziemy się starali wspólnie z Robertem stworzyć taki super kolektyw.

Jak będą wyglądały przygotowania do rundy wiosennej?

- We wtorek gramy następny sparing, rywalem będzie Wisła Płock. Następnie do 20. zawodnicy mają taki odpoczynek bierny, później będą mieli rozpisane co mają robić. Rozpoczynamy 14. i to od razu z wysokiego C, żeby organizm był już przygotowany maksymalnie do wysiłku. Jedziemy na obóz do Zaździerza. Jedziemy na krótko, bo będzie to obóz tylko sześciodniowy. Myślę, że jeżeli w Łowiczu jest sztuczne boisko i są warunki do treningu, to trzeba to wykorzystać. Co do sparingpartnerów to na pewno chce z nami grać Warta Poznań, Concordia Piotrków Trybunalski, Wisła Płock, Znicz Pruszków, a później będzie już liga.

Czego można panu życzyć na starcie nowej pracy?

- Uśmiechu na twarzy przede wszystkim. Żebym się nie denerwował i żebym był uśmiechnięty. Żeby zawodnicy widzieli, że jak trener jest zadowolony, to oni też muszą być zadowoleni, że dobrze wykonują pracę.

Komentarze (0)