Choć wynik piątkowego meczu z PGE GKS-em Bełchatów sugerować może jednostronne widowisko, piłkarze gospodarzy postawili mistrzom Polski trudne warunki. Pierwsze pół godziny spotkania wcale nie zapowiadało łatwej przeprawy dla stołecznego zespołu. - Było bardzo ciężko. Musieliśmy się sporo napracować, żeby odnieść zwycięstwo. Cieszy to, że nie straciliśmy bramki i że sami jesteśmy w stanie zdobywać gole - podsumował pierwsze spotkanie rundy rewanżowej T-Mobile Ekstraklasy w wykonaniu swojej drużyny Jakub Kosecki.
[ad=rectangle]
Filigranowy skrzydłowy zagrał w tym meczu od początku i nawet otworzył wynik spotkania w 33. minucie. Czy ważnym golem, przełamującym znakomicie dysponowaną w tym sezonie bełchatowską defensywę, przekona do siebie trenera Henninga Berga, dla którego nie zawsze jest pierwszym wyborem?
- Nie jestem zadowolony ze swojej pozycji w drużynie i nie raz już to mówiłem. Jestem szczerą osobą, także obecnie moja sytuacja mnie nie zadowala. Ale w żadnym wypadku się nie obrażam i fochów nie stroję. Wychodzę na trening i bardzo ciężko pracuję na to, żeby przekonać do siebie trenera. Moim celem jest, żeby wywalczyć sobie miejsce w składzie i grać w każdym meczu. Jesteśmy piłkarzami, jesteśmy ambitni i gdybym był zadowolony z obecnego stanu rzeczy, równie dobrze mógłbym skończyć grać i zająć się jakąś inną robotą. Każdy wie, że stać mnie na więcej i tyle - przyznał warszawianin.
Kosecki w starciu z PGE GKS-em spędził na murawie niespełna 70 minut. Zaprezentował się w tym czasie z bardzo dobrej strony, dlatego szkoleniowiec Legii ma zapewne świadomość, że może na niego liczyć w najbliższych spotkaniach. - Każdy mecz jest dla trenera okazją do obserwacji i weryfikacji tego, w jakiej formie jest dany zawodnik. Ja w ostatnich spotkaniach za dużo nie grałem. Cieszę się, że jak już zagrałem w podstawowym składzie, to padła ta bramka, ale tak jak mówię, mieliśmy dużo akcji, mecz był ciężki i najbardziej cieszy to, że wygraliśmy - zaznaczył wychowanek FC Nantes.
Młodego legionistę w swojej drużynie na pewno widziałoby wielu szkoleniowców, nie tylko w kraju. Sam zawodnik na razie ucina jednak wszelkie spekulacje na temat ewentualnych przenosin do innego klubu. - Zostało nam pięć meczów, mamy kawał roboty do wykonania i musimy wszystkie te spotkania wygrać. O niczym innym nie ma teraz sensu rozmawiać. Co się stanie w przyszłości, to tylko i wyłącznie Bóg wie. Ja pracuję, robię wszystko, aby grać jak najczęściej. Jak mówiłem, obecna sytuacja mnie nie zadowala, ale jestem typem zawodnika, który nie odpuszcza, nie obraża się, tylko ciężko trenuje i robi swoje. Wcześniej trener nie miał za bardzo powodów do zmian, bo obaj skrzydłowi dobrze grali. Taka jest piłka nożna i trzeba sobie w takich warunkach radzić - wyjaśnił piłkarz mistrza Polski.
Mimo że do końca roku zostało już niewiele ponad miesiąc, ekipę z Warszawy czeka w tym czasie jeszcze pięć spotkań. Najbliższe z nich, w Lidze Europejskiej, może zapewnić stołecznej drużynie pierwsze miejsce w grupie i znakomitą pozycję startową przed wiosenną częścią pucharowej przygody. Nie ma więc mowy o odpuszczeniu meczu z KSC Lokeren, choć o kwalifikację do kolejnej rundy podopieczni Berga mogą być już spokojni. - My jesteśmy Legia Warszawa i chcemy wygrywać każdy mecz. Mimo że mamy awans w Lidze Europejskiej, pragniemy dwa pozostałe spotkania wygrać i zakończyć zmagania na pierwszym miejscu. Na pewno nie będziemy odpuszczać ani pucharów, ani ligi polskiej. Trener ma szeroki skład i ma w czym wybierać. Zostało pięć meczów i trzeba je wygrać - zakończył Kosecki.