Gdy Adam Nawałka powoływał Sebastiana Milę do reprezentacji Polski, wielu kręciło nosem, krytykując tę decyzję selekcjonera. Pomocnik Śląska Wrocław się tym jednak nie przejmował, zakasał rękawy i zabrał się do ciężkiej pracy. Na konferencji prasowej przed spotkaniem z Niemcami wypalił: - Generalnie oczywiście, że widzę miejsce na boisku dla siebie. Chciałbym być kapitanem, zagrać pod napastnikiem i strzelać wszystkie rzuty wolne. To jest zrozumiałe.
[ad=rectangle]
Tym stwierdzeniem rozbawił wszystkich dziennikarzy. Nikt jednak nie przypuszczał, że ten niewinny wówczas żart, szybko stanie się faktem w drużynie narodowej. W starciu z mistrzami świata Mila wpisał się na listę strzelców, po czym ogarnął go szał radości. - Ogromne marzenie się spełniło. Myślę, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Bardzo długą drogę przeszedłem, aby teraz w tym miejscu być i żeby zrobić to, co się stało. Córeczka była na meczu, zrobiłem jej niespodziankę strzelając bramkę. Serduszko było dla niej. Trudny czas za mną, ale podołaliśmy wszyscy wspólnie. To jest nasz wspólny sukces - zaznaczał, kierując słowa także do swojej narzeczonej.
W kolejnym spotkaniu ze Szkocją Mila znów zagrał znakomicie i szybko został bohaterem narodowym, o którym rozpisywały się wszystkie gazety w całej Polsce. - Mogę tylko powiedzieć, że dzięki trenerowi i dzięki drużynie, i ludziom, którzy mi dobrze życzą, marzenia mi się spełniają. Jest mi niezmiernie miło, ale doskonale wiem, że muszę to potwierdzić w każdym kolejnym meczu jeszcze bardziej, niż do tej pory. Jestem na gotowy - deklarował piłkarz, który w spotkaniu z Gruzją wyszedł już w podstawowym składzie, grał pod napastnikiem, strzelił bramkę, wykonywał stałe fragmenty gry i sam kapitalnym uderzeniem pokonał bramkarza przeciwnika.
We wtorek reprezentacja Polski zmierzyła się w towarzyskim spotkaniu ze Szwajcarią na Stadionie Wrocław. Adam Nawałka wystawił eksperymentalny skład, bez Mili w wyjściowej jedenastce. Wiadomo było jednak, że prędzej czy później zawodnik WKS-u pojawi się na murawie, czego domagała się choćby ponad 40 tysięczna publiczność, kilka razy skandując jego imię i nazwisko. I rzeczywiście Mila wszedł na boisko w 63. minucie, zmieniając Roberta Lewandowskiego, otrzymując od niego opaskę kapitana reprezentacji Polski! - Myślę, że wyszło to bardzo dobrze. Sebastian przejął opaskę kapitana, spisywał się do tej pory bardzo dobrze w spotkaniach reprezentacji, jak i również w tym meczu. Myślę, że był to taki symboliczny gest. Najważniejsze jest to, że drużyna gra z charakterem, jest bardzo dobra atmosfera. Jeden może liczyć na drugiego zarówno jeżeli chodzi o boisko, jak i poza nim - argumentował tę decyzję selekcjoner biało-czerwonych.
Tym samym to wszystko, z czego przed spotkaniem z Niemcami nieśmiało żartował Mila, stało się faktem. - Każde skandowanie przez kibiców imienia i nazwiska jest niezmiernie miłe i motywujące. Nie mogłem się doczekać, kiedy wejdę na boisko. Miałem ogromne szczęście, że mogłem wystąpić w tym spotkaniu. Co do bycia kapitanem, to był to wyjątkowy dzień i wyjątkowy moment. Na moim stadionie, gdzie występuję na co dzień. To było bardzo miłe... - mówił portalowi SportoweFakty.pl Sebastian Mila po zakończeniu spotkania ze Szwajcarią.