Jaka przyszłość czeka Lechię?

Lechia Gdańsk nie zaczęła sezonu zbyt dobrze. W lidze jest lekko mówić średnio, zespół odpadł już z Pucharu Polski, nie ma jeszcze nowego trenera, a morale drużyny są słabe.

Lechia w spotkaniu Pucharu Polski przegrała sensacyjnie w Stalowej Woli ze Stalą i opadła już z rozgrywek. Gdańszczanie chcieli dzięki wygranej przełamać niemoc z początku sezonu i wskoczyć na właściwie tory. To im się jednak nie udało. - Zdecydowanie chcieliśmy się zrehabilitować po kiepskiej grze w lidze. Liczyliśmy, że pucharowe spotkanie będzie takim pojedynkiem, który pozwoli nas wskoczyć na właściwe tory. Mecz nie ułożył się tak, jakbyśmy tego chcieli. Dostaliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry. W takich momentach właściwie każda piłka wpadała w nasze pole karne i stąd było to największe zagrożenie - powiedział pomocnik Lechii Marcin Pietrowski.

Lechiści spodziewali się, że potyczka nie będzie należała do najłatwiejszych, gdyż drużyny z niższych lig podchodzą do takich pojedynków zdecydowanie ambitniej niż do spotkań w rozgrywkach ligowych. - Wiadome było, że Stal podejdzie bardzo ambitnie do tej potyczki. Jeśli II-ligowiec gra z zespołem z ekstraklasy to wiadomo, że nastawienie jest inne, zawodnicy czują się jakby grali mecz sezonu. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Można to porównać do walenia głową w mur. Staraliśmy się, ale niewiele z tego wynikało. Mieliśmy swoje sytuacje, ale jak się dostaje bramkę, to później ciężko się przebić przez tę linię obronna rywala - dodał.

Lechia gole straciła pod koniec pierwszej połowy i zaraz na początku drugiej. To zdecydowanie podłamało zawodników z Pomorza. Dopiero przy dwubramkowej stracie ekipa z Trójmiasta wzięła się do roboty. - Można było zobaczyć, że dopiero po drugim golu coś u nas ruszyło. Rzuciliśmy się do ataku, gdyż nie mieliśmy zbyt wiele do stracenia. Udało nam się zdobyć kontaktowego gola. Bramka na 2:2 wisiała w powietrzu, ale zabrakło już na nią czasu - kontynuuje.
[ad=rectangle]
Gdańszczanie co prawda przeważali w meczu, grali piłką, ale nie stwarzali sobie wielu okazji bramkowych. Dopiero w momencie kryzysu i straty dwóch goli zaczęło się więcej dziać pod polem karnym Stalówki. - Mieliśmy jeszcze kilka okazji w polu karny. Wiśniewski, Makuszewski, Aleksić czy Grzelczak mieli sytuacje, gdzie wystarczyło uderzyć z kilku metrów. Trzeba było to wykorzystać. Rzeczywiście takie mecze pucharowe mają swoją magię i nie wszystko układa się po myśli faworyta - stwierdził wychowanek Lechii.

Teraz klub z Pomorza czeka trudny bój z Górnikiem w Zabrzu. Lechiści chcieliby się przełamać, ale po przegranej w Stalowej Woli morale na pewno nie są wysokie. - Liczyliśmy, że w Stalowej Woli wygramy i zaczniemy naszą serię zwycięstw. Podbudowani pojechalibyśmy na Górnik po kolejny triumf. Nie udało się i musimy się zastanowić, co z tym zrobić. Nie wróży to na przyszłość dobrze. Mamy ciężkie zadanie, do meczu nie zostało wiele czasu. Trzeba się odpowiednio przygotować do ligowego boju w Zabrzu, żeby wyjść z twarzą z tej sytuacji - zakończył Marcin Pietrowski.

Źródło artykułu: