Zagłębie Sosnowiec zdobyło Stargard. "Triumf wyrachowania, Błękitni zgłupieli"

Zagłębie Sosnowiec grało w Stargardzie ostrożnie i niewiele wskazywało, że jest w stanie zagrozić Błękitnym. Jedna akcja tuż po przerwie zmieniła obraz widowiska o 180 stopni.

Podopieczni Mirosława Smyły stawili się na Pomorzu Zachodnim po dwóch porażkach, które popsuły atmosferę wokół zespołu. - Przed meczem postawiliśmy sobie jasny cel - nie przedłużać serii przegranych. Zbudować fundament i móc powiedzieć choć o lekkim postępie w grze. Ustawiliśmy się średnim, a czasem nawet niskim pressingiem. Ewidentnie czekaliśmy na jeden błąd przeciwnika, po którym można było pokusić się o kontratak - przyznał trener Zagłębia Sosnowiec.
[ad=rectangle]
Sosnowiczanie przetrwali pierwszą połowę bez straconego gola, choć Robert Gajda oraz Piotr Wojtasiak mogli spokojnie skierować piłkę do ich siatki. - Nie jest łatwo wygrać w Stargardzie. Znając siłę przeciwnika, zmieniliśmy nasz styl: nie otworzyliśmy się nawet na moment. Pierwsza połowa nie była dobra w naszym wykonaniu, jednak kilka drobnych błędów nie miało przykrych skutków. W sobotę zdobywca pierwszego gola miał ułatwioną drogę do zwycięstwa, dlatego nie mogliśmy pozwolić sobie na kosztowną stratę. Konsekwencja i odpowiedzialność przyniosły sukces - opowiadał pomocnik Tomasz Szatan.

Pierwsza minuta po przerwie przyniosła sensacyjną zmianę wyniku. Dotychczas schowane Zagłębie Sosnowiec przeprowadziło zabójczą akcję zakończoną dośrodkowaniem Dawida Ryndaka i strzałem do bramki Tomasza Szatana. - Czuję podwójną radość z gola i tego, że dał on komplet punktów po trudnym meczu - radował się strzelec.

Tomasz Szatan zadedykował gola zdobytego w sobotę - tacie
Tomasz Szatan zadedykował gola zdobytego w sobotę - tacie

- Mecz ułożył się nam dobrze, w przeciwieństwie do chociażby poprzedniego, z Okocimskim Brzesko. Nie minęła minuta po przerwie i dość kuriozalna główka dała nam w końcowym rozliczeniu - zwycięstwo. Po zmianie wyniku na 1:0 gra zaczęła nam się kleić. Większe zmęczenie Błękitnych powodowało, że nie wracali już tak żwawo do defensywy i każdy odbiór mógł skutkować kontratakiem. Szkoda mi jednego - mogliśmy spokojnie podwyższyć prowadzenie, a zamiast to zrobić - sprokurowaliśmy groźną końcówkę - zaznaczył Mirosław Smyła.

Faktycznie, Zagłębie miało po przerwie możliwość zdobycia gola numer 2. Najlepszą zmarnował Ryndak po podaniu Zalewskiego. Błękitni Stargard Szczeciński szukali wyrównania nerwowo i odbijali się od bloku obronnego, którym kierował Łukasz Matusiak. - Wyrachowany futbol Zagłębia zatriumfował w Stargardzie. Sprawdziło się to, co zakładaliśmy sobie przed meczem - dać przeciwnikowi wyszumieć się, a samemu mądrze bronić się i poczekać na kontratak. W pierwszej połowie miałem dużo roboty polegającej na przecinaniu piłek i blokowaniu akcji Błękitnych. Po zdobytym golu można było kontrolować wydarzenia i spokojnie skontrować na 2:0. Rywal otworzył się i troszeczkę zgłupiał. Zabrakło pewności siebie, by strzelać następne gole i wygrać bardziej okazale - podsumował Matusiak.

Źródło artykułu: