Brunatni przyjechali do Nowego Sącza w blasku prowadzenia w T-Mobile Ekstraklasie i można było się spodziewać po nich efektownej gry. Okazało się, że na nowosądeckim terenie wcale nie jest o to łatwo. - Był to ciężki mecz, a Sandecja postawiła wysoko poprzeczkę. My wygraliśmy i to się liczy. Styl nie był taki, jak sobie tego życzyliśmy, ale jesteśmy w kolejnej rundzie i nasz cel został zrealizowany - powiedział Michał Mak.
[ad=rectangle]
22-letni skrzydłowy mógł zostać antybohaterem pucharowej potyczki. W 20. minucie podszedł do rzutu karnego, ale kopnął tak, że Łukasz Radliński złapał piłkę. Mak zrehabilitował się w 70. minucie, gdy zamienił podanie Bartosza Ślusarskiego na bramkę. GKS grał wtedy w przewadze liczebnej, bo 120 sekund wcześniej z boiska wyleciał Adrian Frańczak za faul na graczu z Suchej Beskidzkiej.
- Ewidentna druga żółta kartka "Frania", który pociągnął mnie. Później było nam łatwiej i kontrolowaliśmy grę. Przed strzeleniem bramki Sandecja miała lepszy moment, ale szybko uspokoiliśmy nasze poczynania i zasłużenie awansowaliśmy dalej - stwierdził Michał Mak. Kolejnym pucharowym rywalem bełchatowskiego zespołu będzie Flota Świonujście.