Górnik Łęczna i PGE GKS Bełchatów - kluby gotowe do pokonania znanych ekip?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jest duża szansa, że teraz to beniaminkowie będą dyktować warunki gry, a dawni klubowi mocarze zmuszeni zostaną stawić czoło nowej, lubelsko–bełchatowskiej piłkarskiej sile.

W piątek 18 lipca pierwszy z beniaminków, Górnik Łęczna, podejmie Wisłę Kraków, która obecnie przechodzi poważny kryzys finansowy. Dzień później z powrotem w T-Mobile Ekstraklasie w starciu z Legią Warszawa zabłysnąć może PGE GKS Bełchatów.

Drużyna z Łęcznej skompletowała już cały skład na piątkowe spotkanie inauguracyjne z Białą Gwiazdą. Informacja o nowych nazwiskach, które będą reprezentować barwy Górnika, pozostawała dość długo owiana tajemnicą. Wisła za to od dawna narzekała na braki. Z pewnością rywala takie informacje mogły tylko cieszyć. Zwłaszcza, że podopieczni Jurija Szatałowa nie mają ani jednego powodu do zmartwień - tylko ćwiczyć i osiągać wyniki. Obecnie niewiele klubów może sobie pozwolić na taki finansowy i zarazem psychiczny spokój. [ad=rectangle] Prezes Górnika Artur Kapelko przekonał do klubu wielu właścicieli dość znaczących firm, które chętnie w każdy możliwy sposób wspomagają jego działanie. Pomijając największego potentata - lubelski węgiel Bogdanka, to Górnik Łęczna stanowi krainę "mlekiem i miodem płynącą". Włodarze klubu doskonale wiedzą jak zapewnić swoim podopiecznym odpowiednie warunki do gry, by na dłużej pozostać w ekstraklasowej tabeli.

Zespół z ulicy Reymonta nie ma niestety tyle szczęścia. Jakby ocenić Wisłę Kraków słowami sławnego niegdyś Wiesława Walendziaka "Naturą polityki jest udawanie", to Franciszkowi Smudzie niewątpliwie należy się pochwała za wybitną reżyserię. Z jednym tylko wyjątkiem, iż jego aktorzy, czytaj piłkarze, zamiast złotych piłek mogliby co najwyżej liczyć na Złotą Malinę. Nie można jednak za to do końca obwiniać zawodników "Franza" czy też jego samego. Obecna sytuacja w klubie nie pozwala skupić się na ofensywnej grze czy efektywnej współpracy w zespole. Napięta atmosfera spowodowana brakami w wypłatach nie pomaga piłkarzom skoncentrować się na skuteczności w grze.

Ostatnio jednak i dla Wisły pojawiło się światełko w tunelu. Jeśli klub podpisze umowę z siecią handlową Biedronka, to kasa klubu zostanie zasilona trzema milionami złotych. I pojawi się kolejny problem: które dziury finansowe należy łatać od razu, bo zawodnicy wiecznie na wyrównanie swoich pensji czekać nie będą. Biedronka, która ostatnio udziela się na szczeblu sportowym i co trzeba przyznać, podnosi jakość oferowanych towarów, może wspomóc klub na tyle, że tak jak i w Górniku będzie możliwy transfer znacznie lepszych zawodników - na co Wisła zapewne liczy.

Sam Franciszek Smuda inaczej wyobrażał sobie swoją pracę w klubie. Jeszcze rok temu trener Białej Gwiazdy był pewny sukcesu swojego zespołu, który upatrywał w transferach obfitujących w znane nazwiska. Sytuacja finansowa klubu pokazała mu jednak, że na mocny skład nie ma co liczyć. - Zapomnijmy o czasach, gdy Wisła mogła kupić jednocześnie trzech, czterech bardzo dobrych piłkarzy - mówił rozgoryczony po kolejnej porażce zespołu.

Właściciel klubu, Bogusław Cupiał ze swoją Tele-Foniką Kable SA także nie pomógł w polepszeniu sytuacji finansowej klubu, a tym samym poprawieniu nastrojów w szatni. Nie pozyskał ani jednego sponsora, oddelegował większość doświadczonych piłkarzy, a jedynym jego pomysłem była nielimitowana ilość testowanych zawodników. Oczywiście tych najtańszych i nie przygotowanych do występów w ekstraklasie. Franciszek Smuda co prawda próbował naprawiać błędy Cupiała i łatać zespół wyszukując co lepszych graczy, jednak po wpadce z Sorianem Oproiescu i on dał sobie spokój z udowodnieniem, że zostawi "Wisłę murowaną".

Tymczasem zawodnicy Juriaj Szatałowa są mocno selekcjonowani i dobierani według wysokich wymagań trenera. Klub może pozwolić sobie na wybrzydzanie w transferach i dokonywaniu wyborów na najwyższym poziomie. Docenił jednak piłkarzy, z którymi wywalczył awans i większość z nich dalej będzie należeć do "Teamu Szatana". Co do samych nowych nabytków, to nie ma co liczyć na słabe punkty. Przemysław Kaźmierczak, Silvio Rodić czy Paweł Buzała to tylko część nazwisk z tajnego planu na pokonanie rywala. Wszyscy doświadczeni i utytułowani - gracze z długą historią, którzy mają na długo zatrzymać klub w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wisła Kraków nigdy jednak nie odpuszcza, zwłaszcza kiedy ma się za trenera Smude. Górnik Łęczna więc ma się czego obawiać. Pilnowanie skrzydeł będzie nie lada wyzwaniem, gdyż Biała Gwiazda wciąż dysponuje elementem zaskoczenia w postaci choćby Emmanuela Sarkiego. Ten jest wyjątkowo szybki i równie szybko może urwać się łęczyńskiej defensywie.

Z kolei Wiślacy mają duże problemu na linii obrony. Serbowi Markowi Jovanoviciowi w powrocie do gry przeszkodziła sarkoidoza i klub dysponuje obecnie jedynym doświadczonym defensorem – Arkadiuszem Głowackim. Będzie on musiał sprawnie pokierować zespołem, bo przeciwnicy z całą pewnością skupią się na wysokim pressingu. Trener Białej Gwiazdy ma także nie mały ból głowy z Ostoją Stjepanoviciem. Niestety z powodu rozległego urazu kolana i długiej rehabilitacji nie będzie wymarzonym przez byłego selekcjonera reprezentacji Polski jedynym defensywnym pomocnikiem. W jego rolę wcieli się Alan Uryga, który wcześniej występował w składzie Wisły jako obrońca.

Pomocnicy Górnika to z kolei czarne konie Jurija Szatałowa. Tomasz Nowak to już niemal legenda, zaś Radosław Pruchnik - gracz z ciekawym dryblingiem. Zespól bez pierwszego z pomocników miałby nie lada problem, zaś dochodzący do tego Pruchnik tylko może wzmocnić jego pozycję i stworzyć ciekawe widowisko sportowe.

Konsekwencja i upór trenera Smudy może jednak scalić krakowski zespół. Nieciekawie jest jednak także na ławce rezerwiwych. Niedoświadczeni małolaci nie stanowią przepisu na sukces dla podupadającego klubu. Jego prezes nie widzi jednak potrzeby wzmocnień w zespole. Wciąż jednak wzmacnia swoje przekonanie, że lada chwila znajdzie się sponsor i dawna Gwiazda rozbłyśnie na nowo.

Na równi u obu zespołów kształtuje się przygotowanie fizyczne. Trzeba pamiętać, iż dzięki nieprzeciętnym zdolnościom przywódczym "Franza" i wielkiej, ale na pewno nie chorej ambicji, w 1998 roku zdobył on z zespołem Wisły Kraków tytuł mistrzowski. Udało się to dzięki świetnemu przygotowaniu motorycznemu piłkarzy i żelaznej dyscypliny trenera. Obecnie stosuje takie same metody treningowe, więc Górnik nie ma co liczyć na zadyszkę u swoich rywali.

W tym momencie na stadionie Górnika Łęczna trwają prace modernizacyjne. Ma być nie tylko skutecznie, ale i ładnie. Wymogi ekstraklasy zmusiły klub to sporych wydatków na prace remontowe, ale są one już w większości na finiszu. Klub z Lubelszczyzny niewątpliwie jest gotowy, by podjąć u siebie Białą Gwiazdę i rozprawić z pozostałą resztą rywali. Wisła mimo tych wszystkich kłopotów ciężko trenuje i pokazuję wielką wolę walki. Mimo, że Górnik ma piłkarzy z doświadczeniem w ekstraklasie to klub Cupiała posiada długą piłkarską historię i wielką rzeszę oddanych kibiców. A to jest największe wsparcie. Pytanie więc: - czy piątkowy wieczór będzie czasem spadających gwiazd czy tych dopiero wschodzących? [nextpage]Inny układ sił rozkłada się w starciu Legia Warszawa – PGE GKS Bełchatów, które rozegra się w sobotę, 19 lipca na Łazienkowskiej. Podopieczni trenera Kamila Kieresia ze spokojem podchodzą do tego spotkania i nie chylą czoła przed legendarnym klubem.

Półtora roku temu ku zaskoczeniu nawet własnych kibiców mecz z Legią zakończyli bezbramkowym remisem. Czy tym razem podział punktów wystarczy? Pytanie - czy warszawski stadion jest do zdobycia? Kiedy legioniści zdobyli upragnionego mistrza Polski dało się zauważyć, że spuścili trochę z tonu i nie grali już tak ofensywnej piłki. Spoczęli na laurach, jednak trener Henning Berg na ich wieczny odpoczynek nie zgodzi się na pewno.

Do niedawna Legia pokazywała swoją dominację na tle innych klubów. Chcieli błyszczeć w Europie jako mistrzowie i nieprzerwanie utrzymywać pozycję lidera w ekstraklasowej tabeli. O zawodnikach mówiono chłopcy w superlatywach. Piękny i nowy stadion, zawrotne sumy na koncie, rozwinięty do nieprzeciętnych rozmiarów PR czy wieczne zainteresowanie mediów. Mieli i nadal mają wszystko, by stać się jedynym wygranym. Coś jednak w ostatnim czasie przerywa pasmo sukcesów podopiecznych Berga. Czy to zmęczenie materiału czy zupełny brak pokory tak niweczy plany?

Zapewne każdy pamięta słowa byłego obrońcy Legii, Jakuba Wawrzyniaka: - Tutaj wymaga się absolutnej dominacji - to specyfika Legii, jedynego takiego klubu w Polsce. Obecny pomocnik Legii, Miroslav Radović, także chwalił taką, a nie inną specyfikę klubu. - W tamtym sezonie byliśmy najlepsi - kwitował Serb. Tamten sezon jednak już się skończył, a Legia nadal nie zaskakuje grą. Czy więc zawodnicy z Bełchatowa mają szansę pokonać Legię przed jej własną publicznością?

Wojskowi do tej pory uznawani byli za maszynkę do robienia pieniędzy. Ponad 40 mln wydają włodarze klubu na roczne pensje oraz premie zawodników. Co ciekawe Legia osiąga przychody w wysokości 114,3 mln złotych i jest jedynym klubem w Polsce w całej historii rozgrywek, który przekroczył granicę 100 mln zł przychodów w ciągu roku. Taka sytuacja finansowa klubu powinna wręcz determinować piłkarzy do pojawienia się w jego barwach i grania na 100 proc., by jak najdłużej trwać w tym dobrobycie.

Klub z Łazienkowskiej nie ma sobie równych także pod względem marketingowym. Nikt jej nie może dorównać jeżeli chodzi o oglądalności meczów oraz mocno widocznym merchandisingu i ekwiwalencie reklamowym. Do tego sponsorzy nadal obficie obdarowują klub w środki pieniężne. Legia ma kim i na czym grać. Może odnieść kolejny sukces...a tymczasem woli smakować widmo porażki.

Po kompromitującym remisie z irlandzkim St Patrick's Athletic FC skończyło się dla Legii pasmo sukcesów. Mecz z GKS-em Bełchatów będzie z pewnością dla nich nie lada wyzwaniem. Klub z Bełchatowa jest usatysfakcjonowany transferami i nie są to byle jacy gracze. Zespół PGE GKS zasiliło czterech nowych piłkarzy z bramkarzem Emilijusem Zubas na czele. Teraz barwy beniaminka reprezentować będą: 30-letni stoper Błażej Telichowski (wcześniej zawodnik Podbeskidzia Bielsko-Biała), lewy obrońca Adam Mójta (sprowadzony z Sandecji Nowy Sącz) i 32-letni napastnik Bartosz Ślusarski (Arka Gdynia).

Nie można jednak powiedzieć, że klub jest w pełni przygotowany na podjęcie silnych rywali. Włodarze wciąż zachodzą w głowę skąd pozyskać jeszcze jednego stopera. Pomimo, iż PGE GKS Bełchatów nie może równać się pod względem funkcjonalności finansowej z Legią Warszawa, to jako jeden z nielicznych klubów wyciągnął pomocną dłoń do swojego kontuzjowanego zawodnika, Kamila Wacławczyka. Kultura organizacyjna jak można dostrzec jest w tym klubie wydaje się być na poziomie ekstraklasy. Zwyczajem jest, że włodarze drużyn dość szybko pozbywają się kontuzjowanych na dłużej zawodników. W tym przypadku klub wspiera zawodnika nie tylko mentalnie, ale i finansowo. Dobra współpraca pomiędzy klubem, a drużyną to połowa sukcesu. Drugą połową jest gra zawodników.

Bełchatowie do końca beniaminkiem jednak nie są - wracają do ekstraklasowej elity po zaledwie rocznej przerwie. Bez analiz finansowo - marketingowych można zauważyć, że w sobotę, 19 lipca zmierzą się dwa potężne zespoły: jeden z prawdziwie wypracowanym sukcesem i zasłużonym awansem oraz drugi, któremu zdarzają się zdumiewające wyniki.

Źródło artykułu: