Szymon Mierzyński: Wiceprezes ds. sportowych Maciej Dittmajer ogłosił rezygnację, co oznacza dla Warty odpływ sporej gotówki. W związku z tym co będzie dalej z drużyną?
Izabella Łukomska-Pyżalska: Na razie walczymy, żeby spełnić wymagania licencyjne, na co mamy tylko kilka dni. Większość uchybień uda się raczej wyeliminować. Ogólnie stoimy przed takim samym znakiem zapytania jak rok temu. Nie wiemy co z budżetem i na chwilę obecną ciężko przewiedzieć jak się te sprawy poukładają.
1,5 mln zł - według szacunków tyle pieniędzy trzeba mieć do egzystencji w II lidze. Czy jest pani w stanie zapewnić te środki?
- Sama na pewno nie wyłożę takiej kwoty. Poszukujemy sponsorów. Może uda się znaleźć choć kilku mniejszych, którzy pomogą zbudować budżet. Rok temu do Warty wszedł Maciej Dittmajer i chwała mu za to, bo bardzo nam pomógł.
Pozostańmy na chwilę przy jego osobie. Odbyliście ostatnio spotkanie w kwestii dalszych losów klubu. Jak potoczyły się rozmowy? Czy pojawiła się opcja, że Maciej Dittmajer przejmie pełnię władzy?
- Złożyliśmy mu propozycję sprzedaży drużyny piłkarskiej, ale nie wiem dokładnie jakie są jego chęci, a także możliwości finansowe. Nie chcę operować konkretnymi sumami, bo nie czas i miejsce na to. Wiadomo jednak, że utrzymywanie Warty wymaga sporych nakładów.
[ad=rectangle]
Jakie są możliwe rozwiązania? Rozważacie opcję, by w dalszym ciągu prowadzić klub wspólnie? Wtedy pojawiłby się temat podziału władzy w nowej spółce.
- Jest taka możliwość i nie można jej wykluczyć. Jeśli chodzi o podział procentów, to wyniknie to zapewne w trakcie negocjacji. One wciąż się toczą. Nic nie zostało zakończone. Pozostajemy w kontakcie telefonicznym i mailowym.
Nie ma zbyt wiele czasu na konkretne decyzje, bo uzupełnienie i poprawienie wniosku licencyjnego musi nastąpić w ciągu pięciu dni...
- Zdaję sobie z tego sprawę. Działamy w tym kierunku, a jeśli chodzi o sponsorów, to tu czasu mamy nieco więcej. Ubolewam nad tą sytuacją. Ciężki jest los Warty, tak jak ciężki jest los każdego poznańskiego klubu. Miasto jest nastawione totalnie antysportowo i niezmiernie trudno funkcjonuje się w takiej rzeczywistości.
Wróćmy na chwilę do negocjacji z Maciejem Dittmajerem. Czy sądzi pani, że jesteście w stanie porozumieć się co do kwoty sprzedaży Warty? Jakie są pani oczekiwania w tym zakresie?
- Jak już wspomniałam, negocjacje trwają, więc nie chciałabym rzucać sum. Mój punkt widzenia jest taki, że wykonałam pewne inwestycje, które będą służyć klubowi przez długie lata. Mam tu na myśli nowe boiska treningowe, trybuny i wszelkie inne prace związane z infrastrukturą. To też jest przedmiotem rozmów.
Gdybyście nie doszli do porozumienia i nie udało się zgromadzić budżetu, jaki wtedy będzie scenariusz dla Warty?
- Być może trzeba będzie wrócić do podstaw: zacząć od IV ligi, założyć plan długoletni i powoli się odbudowywać. Ja bym chciała dla Warty jak najlepiej, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Poważne pieniądze zarabia się wyłącznie w ekstraklasie, każdy inny poziom rozgrywkowy to przede wszystkim wydatki. Cóż mogę zrobić, jeśli w Poznaniu nikomu na Warcie nie zależy?
Gdybyśmy spojrzeli na całą pani działalność w klubie, to jest coś, co z perspektywy czasu uważa pani za błąd?
- Być może zbyt szybko chcieliśmy awansować do ekstraklasy Teraz myślę sobie, że pewne ruchy w tym kierunku można było przeprowadzić inaczej. Może powinniśmy wydawać mniej pieniędzy, zbudować tańszy zespół, dać sobie np. pięć lat i powoli dążyć do celu.
Zwłaszcza że zainwestowane środki w ogóle nie przełożyły się na wynik sportowy...
- To prawda. Trzeba też pamiętać, że poziom sponsoringu jest uzależniony w głównej mierze od sytuacji na rynku. Kilka lat temu nie wiedziałam jakie będzie położenie branży deweloperskiej i nie mogłam określić sum, które będę mogła wydawać na Wartę w przyszłości. To zresztą nie dotyczy tylko mojej firmy, ale każdego podmiotu, który wspiera sport.
Proszę zostawić tych "kopaczy-nieudaczników", a zainteresować się siatkówką. Stolica Wielkopolski na to zasługuje!