Nie umierajcie tak jak ja - George Best

Pijak, kobieciarz, ale przede wszystkim geniusz futbolu. 68 lat temu urodził się George Best, pierwszy piłkarz celebryta. Ale przede wszystkim legenda Manchesteru United i Irlandii Północnej.

- Po chwili w moim pokoju zjawił się portier mówiący z silnym północnoirlandzkim akcentem. Ziomek z Belfastu, pomyślałem. (…)
- Panie Best, czy mogę pana o coś spytać?
- Wal śmiało - odpowiedziałem. (…)
- Proszę mi powiedzieć, panie Best, jak to się wszystko stało? Gdzie się to wszystko zaczęło pieprzyć?

Niesamowite! Oto spędzałem upojną noc w ekskluzywnym hotelu, w jednym pokoju, co ja mówię, w jednym łóżku z najpiękniejszą kobietą świata, tonąc w forsie i szampanie, a ten tu, pożal się Boże, portierzyna, pełnym współczucia głosem ogłaszał mój koniec! Jak mogłem mu dać wiarę, skoro nie znałem faceta, który nie chciałby być na moim miejscu!
[ad=rectangle]
Proste, z pozoru nawet irracjonalne pytanie zwykłego boya hotelowego jest najlepszym podsumowaniem kariery Georga Besta. Niesamowicie utalentowany chłopak z Belfastu w wieku siedemnastu lat wdarł się do pierwszego składu Manchesteru United i przyczynił się do odbudowy potęgi klubu po katastrofie lotniczej. 6 lutego 1958 r. samolot z piłkarzami United na pokładzie rozbił się w pobliżu Monachium, zginęło 8 zawodników, wśród nich była wschodząca gwiazda angielskiej piłki, zaledwie 21-letni Duncan Edwards. Władze klubu rozważały zawieszenie działalności, jednak ciężko ranny trener Matt Busby szybko doszedł do siebie i zaczął budować zespół od podstaw. Jednym z najważniejszych punktów wielkiej drużyny Manchesteru United z lat 60. był George Best - chłopak z Belfastu, który po świetnym występie w Pucharze Europy przeciwko Benfice Lizbona nazwany został "piątym Beatlesem".
 
Belfast Boy

Geroge Best urodził się 22 maja 1946 roku w Belfaście jako najstarszy z sześciorga rodzeństwa. Wychowywał się w dzielnicy Cregagh we wschodniej części stolicy Irlandii Północnej, gdzie dominują protestanci. Był zdolnym uczniem i żywym chłopcem, wykorzystującym każdą wolną chwilę na grę w piłkę. W wieku 11 lat dostał się do prestiżowej Grosvenor High School, jednak po roku stamtąd odszedł. Tęsknił za kolegami z Cregagh, nie lubił rugby, które było głównym sportem w jego szkole, poza tym jako protestant w katolickiej szkole nie czuł się komfortowo. Kibicował wówczas Glentoranowi Belfast i Wolverhampton Wanderers, których mecze najczęściej transmitowano w telewizji. Szybko uwidocznił się jego talent piłkarski, jednak poważne kluby irlandzkie nie zaprosiły go do siebie, uznając za zbyt małego i wątłego.

W końcu jednak uśmiechnęło się do niego szczęście. Bob Bishop był trenerem Boyland Youth Club i jednocześnie skautem Manchesteru United. Specjalnie dla Besta zorganizował mecz swojej drużyny przeciwko chłopakom z Cregagh. Piętnastoletni wówczas George grał przeciwko starszym o dwa lata zawodnikom z Boyland i wypadł świetnie, udowadniając, że słabe warunki fizyczne nie są przeszkodą w dobrej grze. Cregagh zwyciężyło 4:2, Best zdobył dwie bramki. Trener nie powiedział chłopcu, że jest obserwowany, aby go nie stresować.
           
Młody George i Eric McMordie (kolejny utalentowany nastolatek z Belfastu wypatrzony przez Bishopa) wyruszyli w samotną podróż do Manchesteru. Pierwszy raz postawili stopy poza Irlandią i ogrom Liverpoolu oraz Manchesteru, przy których Belfast wydaje się być prowincjonalną mieściną, przestraszył nastolatków. Spóźnili się na trening, ponieważ zamówili taksówkę na Old Trafford, nie wiedząc, że istnieje także stadion do krykieta o tej samej nazwie. Wszystko wydawało się im większe, nawet ludzie byli wyżsi niż w Belfaście. Po kilku dniach zniechęceni wrócili do domu.
           
Na szczęście George miał mądrego ojca, który porozmawiał szczerze z synem, rozwinął perspektywę kariery piłkarskiej, jednocześnie nie zmuszając do niczego. Mr Dickie Best w tajemnicy przed synem zadzwonił do sir Matta Busbiego i poprosił, aby ten nie zapominał o jego synu. Po kilku tygodniach Georgie postanowił wrócić do Manchesteru i tym razem został już na stałe.
 
Debiut w "Teatrze Marzeń"

W latach 1961-1963 trenował jako amator w juniorach i pracował dorywczo, przez pewien czas odpowiadał też za czyszczenie i konserwację butów piłkarzy pierwszego zespołu. Pod koniec sezonu 1962/1963 władze Manchesteru United zaproponowały 17-latkowi profesjonalny kontrakt. Stał się zawodowym piłkarzem z tygodniówką w wysokości 17 funtów dokładnie w dniu swoich 17 urodzin - 22 maja 1963 roku. Trzy dni później Manchester pokonał na Wembley Leicester 3:1 w finale Pucharu Anglii, czemu George Best przyglądał się z trybun. Oswajał się z atmosferą wielkiego widowiska - sam był bohaterem takich przez następne kilkanaście lat.
           
Debiutował w pierwszej drużynie 14 września 1963 roku w wygranym 1:0 meczu przeciwko West Bromwich Albion. Najwspanialszą rzeczą podczas mojego pierwszego występu w podstawowym składzie był marsz tunelem. Zbliżając się do boiska, słyszałem coraz głośniejszy tumult ponad 50 tysięcy kibiców i z podniecenia włosy jeżyły mi się na karku. Best grał naprzeciw walijskiego obrońcy Grahama Williamsa - przeciwko niemu debiutował także rok wcześniej w meczu rezerw i z nim mierzył się w swym pierwszym występie w narodowych barwach przeciwko Walii 15 kwietnia 1964 roku w Swansea. Młody napastnik szybko zyskał uznanie w oczach trenera i stał się podstawowym piłkarzem. 28 grudnia 1963 roku zdobył swoją debiutancką bramkę w barwach Manchesteru w spotkaniu z Burnley na Old Trafford, potem posypały się kolejne.
           
W sezonie 1964/1965 Manchester zdobył mistrzostwo i po raz pierwszy od katastrofy monachijskiej wystąpił w Pucharze Europy. Anglicy bez problemu poradzili sobie z HJK Helsinki, jednak w ćwierćfinale trafili na Benficę Lizbona, finalistów poprzedniej edycji i triumfatorów PEMK z 1961 i 1962 roku, gdzie gwiazdą był słynny Eusebio. Dwa lata wcześniej w Pucharze Zdobywców Pucharów Manchester przegrał w Lizbonie ze Sportingiem 0:5, więc Anglicy mieli trochę obaw przed rywalizacją z Portugalczykami. Na Old Trafford zwyciężyli 3:2, jednak na "Stadionie Światła" w Lizbonie, przed 75 tysiącami widzów, wszystko mogło się zdarzyć.
[nextpage]Piąty Beatles

- Nie czułem żadnego strachu ani tremy. Nie robiłem sobie żadnych założeń, jak będę grał, zresztą zazwyczaj i tak niewiele z tego wychodzi na boisku. Wiedziałem tylko, że jakkolwiek potoczy się spotkanie, będę gotowy spisać się dobrze. Stadion, nawierzchnia - wszystko wydawało mi się idealne.
           
Manchester zdemolował gospodarzy 5:1, George Best strzelił dwie bramki i wielu ekspertów uważa, że był to najlepszy mecz w karierze Irlandczyka. Dzięki spotkaniu w Lizbonie zyskał światową sławę i przydomek - "Fifth Beatle". Beatlesem został ochrzczony przez portugalską gazetę "Bola", ponieważ był Brytyjczykiem, miał długie włosy, a i imię też się zgadzało. Był to początek czegoś, co moglibyśmy nazwać "bestomanią". W przystojnym 20-letnim piłkarzu kochały się kobiety, a różnorakie firmy oferowały mu bajeczne sumy za reklamę swoich produktów. Best zajadał się
kiełbaskami przed kamerą przy rodzinnym stole w Belfaście oraz spacerował po parku z wianuszkiem kobiet, zwabionych zapachem jego wody kolońskiej. I nie zmienił tego fakt, że Manchester odpadł w półfinale po spotkaniach z Partizanem Belgrad (0:2 na wyjeździe, 1:0 w Anglii), a George Best nie zagrał w rewanżu z powodu kontuzji kolana.

W roku 1966 odbyły się mistrzostwa świata w piłce nożnej w Anglii, gdzie gospodarze po raz pierwszy i jedyny zdobyli Puchar Rimeta. Best czuł się zapewne zazdrosny, widząc swych kolegów z Manchesteru cieszących się z wielkiego sukcesu. Sam również mógł wziąć udział w finałach z reprezentacją Irlandii Północnej, lecz Ulster stracił swoją szansę na awans, zaledwie remisując z Albanią w Tiranie 1:1.
- Podejrzewam, że Tirana nie jest w tej chwili oazą radości i luksusu, lecz musi to być raj w porównaniu z tym, co zastaliśmy w latach 60. -

po latach wzdrygał się na myśl o czterodniowym pobycie w stolicy Albanii w swej autobiografii "Blessed". - Hotel był zaprzeczeniem czegoś, co normalnie rozumie się przez to słowo, jedzenie było okropne, trawę na stadionie ścinano ręcznie, mimo tego była tak wysoka, że mogłoby się w niej zaczaić stado tygrysów. W celu zapewnienia Irlandczykom rozrywki miejscowi zabrali ich do kina na film po albańsku z rosyjskimi napisami oraz na wycieczkę do... szpitala psychiatrycznego. Nie mogłem zrozumieć, po co tylu uzbrojonych żołnierzy i policjantów znajduje się na lotnisku, skoro wszystkim, co mogli ochraniać, był tylko stary, rozwalający się terminal. Nikt o zdrowych zmysłach nie mógł nawet myśleć o wyjechaniu z tego kraju. To pewnie sprawiało, że szpital psychiatryczny był wypełniony po brzegi.

Trudno powiedzieć, czy Irlandczycy bardziej smucili się z utraty szansy na udział w mundialu, czy radowali, że wreszcie wyjeżdżają z Albanii.
 
Triumf

W sezonie 1966/1967 Manchester United ponownie zdobył mistrzostwo Anglii i mógł wystartować w Pucharze Mistrzów. Po wyeliminowaniu Maltańczyków z Hibernians Paola w drugiej rundzie trafił na zespół z Sarajewa i znowu potwierdziło się, że Anglicy mają pecha do zespołów z ówczesnej Jugosławii (katastrofa lotnicza po meczu z Crveną Zvezdą, porażka w półfinale z Partizanem). Po bezbramkowym remisie na wyjeździe z trudem pokonali Bośniaków na Old Trafford 2:1. W ćwierćfinale rywalem Anglików okazał się mistrz Polski, zespół Górnika Zabrze. Była to jedyna drużyna w tej edycji PEMK, która potrafiła wygrać z mistrzami Anglii (1:0 dla Górnika w Zabrzu). W pierwszym meczu górą był jednak Manchester (gospodarze pokonali górników 2:0) i przeszedł dalej. W swej książce Best przyznał, że nie podejmował nawet próby wymówienia poprawnie nazwy polskiego miasta.
           
W półfinale Manchester trafił na Real Madryt. Wygrał na Old Trafford 1:0, lecz w rewanżu do przerwy przegrywał 1:3 i awans do upragnionego finału znowu się oddalał. Na boisko wszedł David Sadler, który niebawem strzelił drugiego gola dla Anglików. Przy ówczesnych zasadach, kiedy gol na wyjeździe nie liczył się podwójnie, wygrana Realu 3:2 nie dawała awansu nikomu. Kilka minut przed końcem George Best przeprowadził świetną akcję skrzydłem i zagrał ostatkiem sił do "czerwonej koszulki" w pole karne. "Czerwoną koszulką" okazał się stoper Bill Foulkes. Best był podwójnie zaskoczony - po pierwsze, dlaczego zamiast pilnować obrony, Billy zapuścił się w pole karne rywala? I po drugie - w większości takich prób dość "surowy" technicznie obrońca uderzyłby obok bramki lub nad nią, tym razem jednak trafił idealnie. Było to miłe zaskoczenie, Best mógł tym samym cieszyć się z asysty. Jednocześnie reszta drużyny poprosiła Foulksa, aby nie przekraczał już linii
środkowej do końca spotkania i szczęśliwie udało się utrzymać korzystny wynik
do ostatniego gwizdka sędziego.
           
W finale na Wembley z Benficą Lizbona Anglicy prowadzili po bramce Bobbiego Charltona, jednak dziesięć minut przed końcem wyrównał Jaime Graça da Silva. W siódmej minucie dogrywki do siatki trafił Best i z Portugalczyków zeszło powietrze. W ciągu trzech minut stracili dwie kolejne bramki i pogodzili się z porażką. Manchester United zwyciężył 4-1 i zdobył Puchar Mistrzów jako pierwsza angielska drużyna.
          
- Kilka lat później Shay Brennan upierał się, że wypracował mi gola w finale Pucharu Europy. W rzeczywistości podał piłkę do Alexa Stepneya, zanim nasz wielki bramkarz
wyrzucił ją w pole do mnie. Powiedzmy, że była to asysta Shaya - tak po latach wspominał jednego z najważniejszych goli w historii Manchesteru United jego autor.
 
Piłkarz przeistacza się w celebrytę

W 1968 roku George Best był u szczytu sławy, zdobył Puchar Mistrzów oraz otrzymał Złotą Piłkę tygodnika "France Football". I niestety nie potrafił się utrzymać na szczycie. W kolejnym sezonie drużyna miała gorsze wyniki, po 24 latach pracy odszedł trener Matt Busby, jego następcą został młody Wilf McGuiness, który nie umiał zdobyć posłuchu wśród piłkarzy. Best występował w Manchesterze do 1974 roku, kiedy to w styczniu ostatecznie rozstał się z klubem. W międzyczasie został współwłaścicielem klubu muzycznego w Manchesterze, sam bywał tam często, pijąc coraz więcej alkoholu i prowadząc coraz mniej sportowy tryb życia. Opuszczał treningi, jednak długo przymykano na to oczy. Po pierwsze sir Matt Busby, który pozostał we władzach klubu, miał słabość do niesfornego chłopaka z Belfastu, kochał go jak własnego syna. Poza tym George był wciąż kapitalnym piłkarzem - jednym z takich, który może pić kilka dni z rzędu, podczas gdy inni ciężko trenują, ale i tak na meczu błyśnie geniuszem i rozstrzygnie wynik. Przykład? 2 stycznia 1970 r. wykopał
piłkę z rąk sędziego podczas meczu z Manchesterem City i został zawieszony na cztery tygodnie. Wrócił 7 lutego i wbił sześć goli w wygranym 8:2 spotkaniu Pucharu Anglii z Northampton Town. Kiedy naprawdę chciał, potrafił sam wygrywać mecze. Problem w tym, że coraz rzadziej mu się chciało.

Po rozstaniu z Manchesterem właściwie już nigdy nie grał na poważnie. Wystąpił w wielu drużynach na Wyspach Brytyjskich, w Ameryce Północnej, a także Afryce i Australii. W Stanach Zjednoczonych występował w tym samym czasie Pele, więc prasa okrzyknęła Besta "białym Pele". Best odpowiedział w swoim stylu: - Tak naprawdę to Pele jest czarnym Georgem Bestem. Nigdzie nie zagrzał długo miejsca, zazwyczaj chodziło o krótkotrwały biznes. George Best kasował pieniądze za występ w kilku meczach, klub zarabiał na tym i tak dużo więcej z wpływów z biletów, bo kibice chcieli zobaczyć legendarnego Besta na żywo. Wszyscy byli zadowoleni. Używając slangu piłkarskiego można powiedzieć, że po odejściu z Old Trafford Best już tylko i wyłącznie "kopał się po czole".
           
Dlaczego Best nie poszedł za ciosem po wygraniu Pucharu Europy?

- Miałem zaledwie 22 lata i byłem jednym z najbardziej sławnych piłkarzy na świecie. Zarabiałem niemożliwie wielkie pieniądze i osiągnąłem wszystko, co chciałem. Byłem na szczycie świata i mogło wydawać się, że jest to początek długiej i wspaniałej kariery. Był to jednak początek końca, wtedy zaczęło się wszystko pieprzyć - taka powinna być odpowiedź na pytanie wspomnianego wyżej boya hotelowego. George Best stał się alkoholikiem, chociaż bardzo długo nie był w stanie sobie tego uświadomić.
[nextpage]Alkoholizm
           
- Alkohol to największa pasja mojego życia. Największa nie znaczy najchwalebniejsza. Gdyby nie picie, moja piłkarska kariera trwałaby znacznie dłużej. A i zapewne przez alkohol pożyję znacznie krócej. No ale z drugiej strony, nie byłym do końca szczery, mówiąc, że żałuję. Od siedemnastego roku życia aż do pięćdziesiątki dosłownie "chodziłem na alkohol" jak samochód na benzynę. Całe moje życie towarzyskie opierało się na piciu. (…) W mojej pamięci znaczna część życiorysu po prostu nie istnieje. Zwłaszcza, kiedy myślę o okresie po zakończeniu kariery sportowej, widzę tylko białe plamy, a to, co pamiętam, to w większości rezultat późniejszych rekonstrukcji. Na początku nie potrafiłem sobie przypomnieć, co porabiałem poprzedniego wieczora. Ale z czasem pamięć wracała i - uwierzcie mi - nie było to wcale miłe, bo czasami lepiej po prostu nie pamiętać. Ale później z mojej pamięci zaczęły znikać całe weekendy, tygodnie, a nawet miesiące, zatopione w ciemnym oceanie alkoholu.

Trudno w to uwierzyć, ale George Best zaczął pić z powodu swej nieśmiałości. Wstydził się podchodzić do dziewczyn w klubach z powodu swojego północnoirlandzkiego akcentu. Starał się więc zawsze wypić na odwagę i z czasem nie wyobrażał sobie życia towarzyskiego bez alkoholu. Wydaje się to dziwne, zwłaszcza że Best dał się poznać jako playboy, który dwukrotnie był związany z Miss Świata. Ożenił się dopiero w 1978 roku z Amerykanką Angelą MacDonald Janes, która urodziła mu syna Caluma w 1981 r. Małżeństwo rozpadło się po sześciu latach, głównie z powodu alkoholizmu i zdrad piłkarza. W latach 80. Best został ogłoszony bankrutem, trafił do więzienia za jazdę pod wpływem alkoholu i napaść na policjanta. W 1990 r. pojawił się na żywo w telewizji kompletnie pijany, mówiąc bez ładu i składu. Może takie też było zamierzenie producentów, ponieważ przed emisją zostawili Besta samego w garderobie, gdzie znajdował się dobrze wyposażony barek. W 1995 roku poślubił młodszą o 26 lat Alexandrę Pursey, o której mówił, że jest miłością jego życia. Kupił dom nad brzegiem morza w Irlandii, komentował mecze dla stacji Sky Sports i wydawało się, że w końcu się ustatkował. Nie był jednak w stanie odmówić sobie alkoholu. Pił wszystko - piwo, wódkę, szampana, wino. Wstydził się, że przez alkohol marnował wiele rzeczy w swoim życiu. Wpadał przez to w depresję, którą leczył kolejną butelką czegoś procentowego. Prawdziwe błędne koło, był niczym pijak z "Małego Księcia" Antoine de Saint-Exupery'ego.
          
W 2000 roku stwierdzono u niego marskość wątroby. Przeszedł długotrwałe leczenie w szpitalu, co nie przeszkodziło mu po tym od czasu do czasu zaglądać do kieliszka. Niezbędna okazała się transplantacja, którą udało się pomyślnie przeprowadzić w 2002 roku. Wywołało to sporo kontrowersji w społeczeństwie angielskim, zastanawiano się, czy alkoholik zasługuje na drugą wątrobę. Best potwierdził głosy sceptyków, nie mógł przestać pić, mimo słów leczącego go dr Rogera Williamsa- Pamiętaj, nawet jeden mały drink może cię zabić!

W lutym 2004 roku został złapany na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu, niewiele później rozwiódł się po raz drugi. Pił w dalszym ciągu, pod koniec roku 2005 trafił do szpitala. Jego wątroba, już druga, był w fatalnym stanie, a nerki odmawiały posłuszeństwa, zniszczone przez leki mające zapobiegać odrzuceniu przeszczepu. Za zgodą Besta 20 listopada 2005 nieistniejący już tabloid "News of the World" wydrukował zdjęcie jego wyniszczonej twarzy z wielkim napisem: "Don’t die like me!" (nie umierajcie, tak jak ja). Legenda Manchesteru United zmarła pięć dni później. Ostatni schodził z treningu w młodości, potem najdłużej siedział przy stoliku, ze światem doczesnym też nie mógł się rozstać. Na początku listopada lekarze dawali mu 3-4 dni życia, on walczył jeszcze trzy tygodnie. Jego ojciec zmarł w 2008 r. w wieku 88 lat. Mama odeszła w 1978 roku, też była alkoholiczką.
 
Sława na wieki

Starożytny mocarz Achilles stanął kiedyś przed wyborem - mieć życie krótkie, lecz zyskać sławę na wieki, czy żyć długo i szczęśliwie, lecz być zapomnianym. Wybrał to pierwsze, czego gorzko żałował, będąc już po drugiej stronie Styksu.  - Nie zachwalaj mi śmierci, prześwietny Odyssie! Wolałbym za parobka służyć na cudzej roli, u biednego chłopa, który ledwo się może utrzymać, niż tu panować nad wszystkimi, co znikli ze świata.

Podobnie było w przypadku Besta. Jego życie piłkarskie było krótkie, bo rzadko który piłkarz kończy z graniem na najwyższym poziomie w wieku 27 lat. Gdyby nie alkohol, żyłby dłużej niż 59 lat. Tylko warto się zastanowić, skąd się wzięła jego wielka sława? Czy gdyby był świetnym sportowcem grającym w Manchesterze do czterdziestki i zdobywającym kolejne puchary, lecz prowadzącym spokojne życie w domu na łonie rodziny, skupiałby na sobie uwagę tak wielu?
           
Powstało sześć jego biografii (jedna przetłumaczona na polski - "George Best. Strzał w przerwie" Zysk i S-ka 2007), pojawia się na kartach wielu innych książek, nakręcono o nim w 2000 r. film fabularny z Johnnym Lynchem w roli głównej. Polska grupa Myslovitz nagrała piosenkę pt. "Książę życia umiera", gdzie pojawiają się legendarne frazy: "jak mogłeś tak wszystko spieprzyć" oraz "nie umierajcie tak jak ja". Jego imię nosi lotnisko w Irlandii Północnej, samolot, nie mówiąc już o wielu muralach we wschodnim Belfaście, skąd się wywodził. Był gwiazdą popkultury, przeniósł futbol z ostatnich stron gazet na pierwsze. - Wydałem dużo pieniędzy na wódę, babki i szybkie samochody - resztę po prostu roztrwoniłem. George Best miał piękne, choć krótkie życie. W chwilach jego największej sławy modne było powiedzenie, że każda kobieta chciała być z Bestem, a każdy mężczyzna chciał być Bestem. Skończył marnie, jednak jak sam kiedyś powiedział:[i] - Ból jest chwilowy, sława trwa wiecznie!

[/i]

Komentarze (1)
Celta vigo
22.05.2014
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
Alkohol niszczy człowieka...