Głos ma obserwator meczu w Katowicach

W 52. minucie spotkania mecz GKS Katowice - GKS Jastrzębie został przerwany. Wtedy to sędzia główny spotkania - Mariusz Złotek - i jeden z jego asystentów zostali trafieni przez kibiców nierozwiniętymi serpentynami. W wyniku tego sędzia główny stracił na chwilę przytomność i nie był w stanie kontynuować zawodów.

Nie był to koniec negatywnych zachowań części katowickich fanów. W czasie, kiedy zawodnicy i większość kibiców czekała na decyzję w sprawie dogrania meczu do końca, kilkadziesiąt osób przeskoczyło przez płot i zaczęło bić się z policją. W takiej sytuacji delegat PZPN-u Zbigniew Owczarek zadecydował - pół godziny po przerwaniu spotkania - o jego zakończeniu.

Przez długi czas była to jedyna informacja jaką można było otrzymać. Od sędziego Złotka, zgromadzeni pod pokojem sędziowskim dziennikarze, usłyszeli tylko - Dostałem, nie wiem czym, w głowę, straciłem na chwilę przytomność i nie byłem w stanie kontynuować meczu. Mimo, że sędzia chciał odpowiedzieć na następne pytania dziennikarzy nie miał na to okazji. Został przepchany - dosłownie - przez asystujących mu ochroniarzy do karetki.

Dopiero po godzinie można się było dowiedzieć czegoś więcej. Do dziennikarzy wyszedł obserwator spotkania, Tadeusz Stachura, który przedstawił zdarzenia mające miejsce już po zejściu sędziów z boiska. - Zgodnie z przepisami, gdy sędzia zostanie czynnie znieważony, nie powinien zawodów kontynuować. Są czasami sytuacje szczególne, kiedy kontynuowanie gry jest możliwe. Stwierdziliśmy tak na podstawie gry naszych drużyn eksportowych. Takie sytuacje, że mimo znieważenia sędziego gra była toczona, miały miejsce. Tutaj okazało się jednak, że sędzia po uderzeniu twardym przedmiotem w głowę stracił na chwilę przytomność. Uważaliśmy, że po takim uderzeniu może być coś nie tak z jego zdrowiem i poprosiliśmy lekarza o konsultację. Ten przyszedł i powiedział, że to, co o swoim samopoczuciu mówi sędzia, to mogą to być jakieś poważne sprawy. W związku z tym lekarz stwierdził, że dobrze by było, gdyby sędzia odwieziony został do szpitala na badania, żeby wykluczyć możliwość wstrząśnienia mózgu lub czegoś podobnego, co by się mogło dla niego źle skończyć. W tej chwili mamy informację taką, że jest w izbie przyjęć i czeka na badania. Po wstępnych oględzinach stwierdzono, że takim badaniom powinien się jednak podać.

Pojawiły się pytania czy meczu nie mógł dokończyć sędzia techniczny. - Oczywiście jest sędzia techniczny. Gdy w sytuacjach niezależnych od czynników zewnętrznych sędzia główny nie może kontynuować pracy, wtedy sędzia techniczny przejmuje obowiązki. Takie są zasady funkcjonowania czwórki sędziowskiej. Jak państwo widzieli uderzony został nie tylko sędzia główny, ale także jego asystent. Jedna z serpentyn trafiła go w okolicę mostka, sędzia się przewrócił i był taki moment, że dwóch sędziów leżało w jednej chwili na murawie. W tej chwili sędzia asystent czuje się dobrze - mówił Stachura.

Już po meczu, kilku piłkarzy z Jastrzębia skarżyło się, że w ich stronę także poleciało kilka nierozwiniętych serpentyn. -Po przerwaniu zawodów też usłyszałem od jednego z zawodników o takiej sytuacji, ale nie potwierdza tego żaden z sędziów. Możliwe, że sędziowie nie słyszeli okrzyków od piłkarzy - stwierdził obserwator.

Jak podkreślił Stachura, do momentu przerwania meczu atmosfera i doping były bardzo dobre. Czy wg obserwatora działanie kibiców było zamierzone? - Trudno mi powiedzieć. Był to moment, kiedy na widowni - za tym ładnym transparentem - zapalone zostały race. Czytaliśmy nawet treść tego transparentu i stwierdziliśmy, że taka powinna być publiczność i takie powinny być hasła ("Fanatycznie przejść przez życie, nieść te barwy i stanąć na szczycie" - przyp. red.). Nagle się okazuje, że pod płaszczykiem takiego wspaniałego transparentu i takiego fajnego zachowania poleciały z widowni jakieś ciężkie przedmioty trafiające sędziów - powiedział.

Jakie konsekwencje mogą dotknąć teraz GKS? -Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Nie znam możliwości i karomierza, który jest w Wydziale Dyscypliny PZPN-u, ale kary na pewno będą - zakończył Stachura.

Komentarze (0)