Przypadek mógł dać Lechowi zwycięstwo

Spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa zakończyło się bezbramkowym remisem. Mecz nie dostarczył zbyt wielu emocji. Najwięcej mówi się o sytuacji z 56. minuty, gdy niewiele brakowało, a Robert Lewandowskim pokonałby Jana Muchę… chcąc oddać mu piłkę.

W drugiej połowie bramkarz Legii, Jan Mucha wybił piłkę na aut, ponieważ na boisku leżał jeden z lechitów. Po wyrzucie piłki z autu, Robert Lewandowski kopnął futbolówkę w kierunku bramki. Nie wiele brakowało, a spadłaby ona za kołnierz słowackiemu bramkarzowi. - Niby kontrolowałem lot piłki, ale coś takiego nie powinno się zdarzyć - mówi Mucha, który miał pretensje do napastnika Lecha. - Rozmawiałem z Lewandowskim i mówił, że nie chciał strzelać tylko oddać mi piłkę do rąk. Powinien wybić piłkę w aut.

Lewandowski od razu po zajściu przeprosił za zamieszanie. - Chciałem oddać piłkę do rąk bramkarzowi. Uderzyłem ją trochę za mocno, ale nie wpadła do bramki i wszystko było fair - tłumaczył po meczu zawodnik Lecha. Niektórzy mieli wątpliwości czy "Lewy" nie chciał zdobyć bramki. Trenerzy obu drużyn nie mieli wątpliwości, że zagranie było przypadkowe, co zresztą można stwierdzić po zachowaniu lechity, który od razu po kopnięciu piłki odwrócił się w drugą stronę i cofał się w kierunku własnej bramki.

Historia zna kilka przypadków, w których w takich sytuacjach padały gole. Jedni pozwolili przeciwnikom zdobyć bramkę, a inni zapomnieli o zasadzie fair play. A jak zareagowałby trener Lecha Franciszek Smuda, gdyby Lewandowski trafił do siatki Jana Muchy? - To byłaby trudna decyzja. Jak trener może powiedzieć drużynie, żeby stanęli i dali sobie strzelić gola? Zadecydować musieliby sami zawodnicy. Gdyby dali sobie wbić bramkę nic bym nie powiedział - mówił Smuda w telewizji Canal+, ale wyraźnie było widać, że chciałby, aby wszystko było fair.

Źródło artykułu: