Ręce, karne, zmarnowane sytuacje - echa meczu Lechia Gdańsk - Korona Kielce

Spotkanie Lechii Gdańsk z Koroną Kielce zakończyło się remisem 2:2. Poniedziałkowy mecz dostarczył kibicom wielu emocji i nie brakowało w nim kontrowersji.

Powtórzony karny

Rzadko kiedy zdarza się, żeby sędzia zdecydował się na powtórzenie rzutu karnego. Tak jednak było w Gdańsku. Michał Janota ustawił piłkę na linii jedenastu metrów po tym, jak Christopher Oualembo dotknął piłkę ręką. Były gracz Feyenoordu Rotterdam zarył jednak nogą w boisko i Sebastian Małkowski nie miał problemów z obroną. Golkiper biało-zielonych przed strzałem zawodnika Korony wyszedł jednak z bramki. - Ja po prostu źle uderzyłem w piłkę i wyjście Sebastiana Małkowskiego w niczym mi nie przeszkodziło. Miałem szczęście, bo sędziowie nie powtarzają często rzutów karnych. Już żyłem myślą, że go nie strzeliłem - powiedział szczerze Janota.

Siatkarz Dawidowicz

Kilka minut po pierwszej bramce, Korona wybijała piłkę z rzutu rożnego. Jeszcze kilka dni przed meczem Lechia - Korona, na pobliskiej Ergo Arenie były rozgrywane mistrzostwa Europy w siatkówce i jak widać Paweł Dawidowicz za bardzo się naoglądał spotkań polskiej kadry, gdyż odbił piłkę ręką. - To było bardzo nieodpowiedzialne zachowanie z mojej strony. Popełniłem karygodny błąd i mogłem przeprosić wszystkich kibiców. Po takim błędzie przez długi czas nie powinienem być przez nikogo chwalony. Był to dla mnie kubeł zimnej wody - mówił defensywny pomocnik, który od początku sezonu jest podporą drugiej linii biało-zielonych. Karnego wykonał ponownie Janota i znów świetnie sobie poradził.

Piłkarze Korony mieli na początku spotkania wiele powodów do radości
Piłkarze Korony mieli na początku spotkania wiele powodów do radości

Lechia skuteczna tylko w pierwszej połowie, profesor Grzelczak

Gdy wydawało się, że kielczanie będą mogli kontrolować sytuację na boisku i kąsać gdańszczan groźnymi atakami, ci szybko złapali wiatr w żagle. Przepiękną bramkę strzelił Piotr Grzelczak, który pokonał Zbigniewa Małkowskiego strzałem z woleja. - Na pewno cieszy ta bramka. Nie zastanawiałem się przed uderzeniem, ale udało się - powiedział zawodnik gdańskiego klubu, który chwilę później asystował przy trafieniu Dawidowicza.

Później jednak gdańszczanie mimo, że stwarzali sobie dogodne sytuacje do strzelenia bramki, nie potrafili przebić się przez formację defensywną rywala. - Karne zmieniły przebieg gry, ale chwała chłopakom, że walczyli do końca - zauważył Michał Probierz. Dużo okazji miał Paweł Buzała, który za każdym razem marnował dogodne sytuacje - albo dał się złapać w pułapkę ofsajdową, albo gubił piłkę przy akcji sam na sam. - Zawodzi skuteczność, jak widać po naszych meczach. Mamy dużo sytuacji i musimy je wykorzystywać. Ten mecz to potwierdził. Pod koniec I połowy mieliśmy swoje sytuacje, po niej również i nie można powiedzieć, że jakoś inaczej wyszliśmy na drugą połowę - stwierdził napastnik Lechii.

Pretensje trybun do sędziego

Kibice gdańskiej Lechii od powtórzenia rzutu karnego głośno wyrażali swoją dezaprobatę do decyzji sędziego. Pretensje mogli mieć jednak tylko w jednej sytuacji - pod koniec pierwszej połowy drugi raz z rzędu ostrego faulu dopuścił się Marcin Trojanowski, jednak mimo że miał on na swoim koncie żółtą kartkę, otrzymał on tylko ostrzeżenie. Trener Jose Rojo Martin szybko zareagował i zmienił tuż po przerwie krewkiego pomocnika. Przy wszystkich rzutach karnych, wedle przepisów wina gdańszczan była ewidentna. - Nie mam wpływu na sędziego. Byliśmy zdenerwowani, ale taka jest piłka. To były decyzje sędziów, a my robiliśmy wszystko, żeby wygrać to spotkanie - ocenił Piotr Grzelczak. Sami kibice zawiedli, gdyż było ich na PGE Arenie Gdańsk zaledwie 9 608. Usprawiedliwia ich fakt, iż mecz był rozgrywany w bardzo niekorzystnym terminie - w poniedziałek o godzinie 20:30.

Gdańszczanie zmarnowali wiele sytuacji
Gdańszczanie zmarnowali wiele sytuacji
Źródło artykułu: