Artur Długosz: Strzeliłeś już sześć goli w ośmiu meczach w lidze makroregionalnej. To dla ciebie powód do zadowolenia czy jeszcze nie?
Adrian Danek: - To jest powód do zadowolenia, bo grając we wcześniejszych ligach mało bramek strzelałem i nie udawało mi się tak błyszczeć tą skutecznością. Najważniejsze teraz jest jednak to, że wygrywamy.
Powiedz jednak szczerze - tych goli mogło być więcej? Na razie bowiem jesteś współliderem klasyfikacji strzelców, a to co innego, niż prowadzić w takim zestawieniu samodzielnie.
- Poza strzelonymi bramkami było jeszcze kilka dogodnych sytuacji, ale trzeba się cieszyć z tego, że wykorzystałem te sześć okazji. Jest jeszcze kilka spotkań, runda rewanżowa i zobaczymy co będzie dalej.
Gdy rozmawiałem z twoim trenerem to mówił, że wystawia ciebie na skrzydle, a nie jako typowego napastnika.
- Tak, trener ustawia mnie na boku pomocy, ale jakbym miał zagrać na pozycji napastnika, to też myślę, że sprostałbym temu zadaniu. Starałbym się wypaść jak najlepiej.
To tym bardziej masz powód do zadowolenia, że strzeliłeś kilka goli i to grając jako skrzydłowy, a nie napastnik.
- Koledzy dogrywają mi te piłki, jedną sytuację udało mi się samemu wypracować. Tak jak jednak mówiłem - najważniejsze nie jest to, kto strzela bramki, lecz to, że odnosimy zwycięstwa w naszych meczach i możemy się cieszyć z tego pierwszego miejsca, które mamy.
Te twoje gole to efekt indywidualnych akcji czy też efekt pracy całego zespołu?
- Raz wypracowałem rzut karny, który wykorzystałem. W innych przypadkach koledzy mi dogrywali piłkę, a ja sytuację wykańczałem. Ciężko stwierdzić czy były to bardziej akcje indywidualne. Różnie wyglądają okazje po których strzelałem gole. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy.
Gdzie byłbyś teraz gdyby nie ta poważna kontuzja, która ci się przytrafiła? Straciłeś przez nią na pewno sporo cennego piłkarskiego czasu.
- Tak, straciłem trochę czasu. Miałem bowiem problemy z kolanem. Gdzie bym teraz był? Muszę się cieszyć z tego, że występuję w lidze makroregionalnej, która jest bardzo ciekawa. Jak byłem młodszy, to byłem na testach w Koronie Kielce w Młodej Ekstraklasie, ale za bardzo mi się tam nie udało. Potem miałem kontuzję. Myślę, że gdyby nie ten uraz to... dalej byłbym w Sandecji. Trzeba się naprawdę cieszyć z tego, że jest się w takiej drużynie i ma możliwości do treningów. Trzeba to docenić.
Mówiłeś o tym, że byłeś w Koronie Kielce, a słyszałem, że sporo pomaga ci Maciej Korzym. To prawda?
- Tak, Maciek mi dużo pomaga. Czasami jak przyjeżdża albo jedziemy gdzieś razem na wakacje, to mi pomaga - na przykład bardzo często z nim biegam. Po prostu on chce jak najlepiej dla mnie i żebym trafił na tę dobrą drogę. Naprawdę przeżywa moje wszystkie mecze i chce, żebym grał. Bardzo dużo mi też pomógł brat, bo z nim dużo grałem w piłkę. Duża w tym zasługa Maćka, ale także i mojego brata, a więc ogólnie rodziny.
To co, w przyszłości głowa ogolona na zero i litry potu wylewane na siłowni?
- Nie, nie (śmiech). Na razie się nie zapowiada, żebym golił głowę, bo łysy nigdy nie byłem. Takich planów jako tako nie mam, ale zobaczymy, czas pokaże (śmiech). Kiedyś nawet żelowałem włosy, ale myślę, że one na głowie zostaną. Zobaczymy jednak jak to będzie.
Twój tata mówił, że pojawiają się pierwsze oferty co do twojej osoby. Priorytetem będzie dla ciebie pozostanie w Sandecji czy jednak jak pojawi się jakaś propozycja z innego klubu, to będziesz się nad nią zastanawiał?
- Jestem w takim wieku, gdzie powinienem się rozwijać. Czy ja będę w Sandecji Nowy Sącz czy gdzieś indziej, nawet ligę niżej czy wyżej, to chodzi mi o to, abym grał. Ja się muszę jeszcze uczyć w tym wieku i nabierać tego doświadczenia. To jest chyba najważniejsze. Nie sztuką iść nawet do Ekstraklasy i siedzieć na ławce czy nawet nie łapać się do pierwszej osiemnastki. Trenuję i gram w Sandecji Nowy Sącz, a wiadomo, że to miasto rodzinne, mam tutaj dziewczynę i jestem bardzo z nią związany także fajnie byłoby już powoli wkraczać w to dorosłe piłkarskie życie i po prostu grać w Sandecji w pierwszym zespole.
Wasza drużyna w ośmiu meczach zgromadziła szesnaście punktów i nie zaznała jeszcze porażki. To bardzo dobry bilans i wyrastacie na jednego z głównych kandydatów do awansu do czołowej czwórki juniorskich drużyn w Polsce.
- Trzeba szanować te szesnaście punktów, ale naprawdę były mecze w których traciliśmy bramki w ostatnich minutach. Tak było w przypadku spotkania z Cracovią. Wygrywaliśmy i straciliśmy w samej końcówce głupio gola. Niedawno graliśmy rewanżowy mecz z Bogdanką Łeczna i też w końcówce daliśmy sobie strzelić głupio bramkę. Naprawdę trzeba się jednak cieszyć z tego co mamy i zbierać dalej te punkty.
Kto jest waszym najgroźniejszym rywalem? Cracovia czy może Stal Stalowa Wola, która też jest wysoko w tabeli.
- Mecz meczowi nie jest równy, bo naprawdę raz zaskakuje jedna drużyna, raz inna. Wszystko zależy od dyspozycji dnia. Z Cracovią rywalizowaliśmy już w innych ligach. Teraz nie da się wykreować jednak jednego faworyta. Naprawdę w tej lidze może wygrać każdy z każdym.