Pierwsze zerwanie więzadeł krzyżowych Sebastianowi Tyrale przytrafiło się w 2005 roku, gdy był jeszcze piłkarzem Borussii Dortmund. Kolejnej poważnej kontuzji kolana jednokrotny reprezentant Polski doznał półtora roku temu i musiał pauzować przez blisko pół roku.
Przed rozpoczęciem obecnego sezonu Tyrała odbudował formę i szykował się do występów w Bundeslidze wraz z beniaminkiem SpVgg Greuther Fuerth, którego barwy reprezentuje od 2011 roku. Ofensywny pomocnik wystąpił w meczu Pucharu Niemiec oraz w 1. kolejce (0:3 z Bayernem Monachium), a następnie w jednym ze sparingów zerwał więzadła krzyżowe.
Następny ciężki uraz oraz długa przerwa w grze nie załamały Tyrały, który w lutym wznowił treningi i liczył, że wkrótce znów będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na mecze niemieckiej ekstraklasy. Nic z tego - w połowie marca piłkarz ponownie zerwał więzadła krzyżowe i będzie pauzował aż do września!
- Kiedy podczas treningu to się stało, moją pierwszą myślą było: "to nie ja!". Z ostatniej rehabilitacji byłem bardzo zadowolony. Czułem się świetnie, nic mnie nie bolało. Nie bałem się też powrotu po długiej przerwie. Teraz niestety znów czeka mnie długie leczenie... - kręci głową Polak. - Śmieję się z tego, że miałem trzy tygodnie przerwy od kontuzji - dodaje ironicznie.
Kontrakt Tyrały z bawarskim klubem wygasa w połowie 2014 roku. - Całe szczęście, że mam jeszcze ważną umowę. To nieco ułatwia sytuację, ponieważ muszę przecież wyżywić moją rodzinę. Wiem, że nie mogę się załamywać, ale pod względem psychicznym jeszcze nigdy nie czułem się tak podle - tłumaczy. - Motywacja? Chciałbym w przyszłym sezonie wystąpić w Fuerth w meczu drugiej ligi (SpVgg najprawdopodobniej spadnie z Bundesligi - przyp.red.). To najpiękniejsze, co może mnie spotkać - kończy Tyrała.