- Cieszę się, że trener dał mi szansę od początku. Udało mi się strzelić bramkę, a mój występ nie należał do najgorszych. To wszystko oceni jeszcze trener, bo ja muszę się jeszcze dużo uczyć - mówił szczęśliwy po zwycięstwie Mariusz Stępiński. - Chcieliśmy wygrać ten mecz, aby dać naszym kibicom radość - dodał.
Dla młodzieżowego reprezentanta Polski był to pierwszy występ w tym sezonie, który rozpoczął w wyjściowym składzie. - Przygotowywałem się do tego spotkania jak do każdego innego. Nieważne czy gram w pierwszym składzie, czy wchodzę z ławki. Jestem zdania, że zawszę muszę być tak samo zmotywowany i dobrze przygotowany. Bo nawet wchodząc na dziesięć minut gry można zostać bohaterem spotkania (uśmiech) - powiedział młody gracz.
Siedemnastoletni zawodnik spędził na boisku 73 minuty, a następnie zmienił go jego imiennik Mariusz Rybicki. Schodzącego z boiska Stępińskiego żegnały gromkie brawa kibiców. - Cieszy mnie to, że kibice docenili mój występ. Ale kibice raz doceniają, a raz nie. W kolejnym meczu mogę zagrać słabiej i dzisiejszego występu już nikt nie będzie pamiętał - przyznał.
Konfrontacja z Koroną Kielce nie należała do najłatwiejszych spotkań Widzewa w tym sezonie. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego są znani z twardej i nieustępliwej gry, lecz łodzianie byli w stanie się jej przeciwstawić. - Graliśmy twardo, nie odstępowaliśmy na moment. Wiedzieliśmy, że to będzie taka przysłowiowa wojna. Dorównaliśmy im i przechyliliśmy szalę na swoją stronę - powiedział.
Po sobotnim spotkaniu numerem Mariusza jest liczba 397, która zmniejsza się po każdym golu widzewiaka. O co chodzi w tej numeracji? - (uśmiech) Przede mną jeszcze 397 bramek. Mój kierownik kadry, który jest bardzo świetnym człowiekiem – chciałbym go w tym miejscu serdecznie pozdrowić – wymyślił sobie taką teorię. Bombardier 400. Jest to bardzo pozytywny człowiek. To pokazuje, że atmosfera zawsze była pozytywna. On zawsze ją budował. Muszę mu podziękować za ten przydomek jaki mi dopisał - zakończył z uśmiechem na twarzy.