Fatalnej w skutkach kontuzji doznał podczas sobotniego meczu z Zawiszą Bydgoszcz bramkarz Polonii Bytom, Mateusz Mika. Golkiper śląskiej drużyny został kopnięty w głowę przez napastnika bydgoszczan, Tomasza Chałasa, w efekcie czego doznał dramatycznego urazu pęknięcia kości czaszkowej i złamania kości zatokowej.
Będący w szoku bramkarz outsidera tabeli I ligi dograł mecz do końca, a po końcowym gwizdku sędziego, w szatni, doznał silnego krwotoku. - Krew puściła mi się z ust i nosa. Reakcja sztabu medycznego była błyskawiczna. Trafiłem do szpitala - opisuje pomeczowe wydarzenia Mika.
Gracz Polonii nie kryje, że napastnik Zawiszy w tej sytuacji zachował się nieroztropnie. - Razem ruszyliśmy do piłki, ale wydaje mi się, że Chałas miał świadomość, że ja będę pierwszy. Niestety nie przystopował on i trafił mnie w głowę. Początkowo nic nie czułem, ale w szatni rozegrał się dramat. Przeszedłem zabieg operacyjny, który wyłącza mnie z gry na kilka tygodni. Całe szczęście, że runda już się skończyła i stracę tylko część urlopu - przyznaje bramkarz niebiesko-czerwonych.
Mika nie wrócił z Polonią do Bytomia i w dalszym ciągu przebywa na obserwacji w bydgoskim szpitalu. Rokowania głoszą, że Mika będzie musiał pauzować przez 6-7 tygodni. Niewykluczone, że do zajęć z drużyną wróci w charakterystycznym kasku na głowie. Z podobnego korzystają już m.in. bramkarz reprezentacji Czech i Chelsea Londyn, Petr Cech i obrońca Piasta Gliwice, Damian Zbozień.