Kosecki i Boniek są potrzebą rozumu. Powinni się dogadać - rozmowa ze Zbigniewem Bartnikiem, szefem Lubelskiego ZPN-u

- Wszelkie niepotrzebnie wypowiedziane słowa na linii Boniek - Kosecki to woda na młyn dla pozostałych. Oczekuję, że dojdą do porozumienia - mówi nam szef Lubelskiego ZPN-u, Zbigniew Bartnik.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Michałek: Podjęliście już decyzję na kogo oddacie swój głos w ostatecznych wyborach?

Zbigniew Bartnik: Po pierwsze podjęliśmy decyzję, komu udzielamy poparcia, jako Wojewódzki ZPN mogliśmy poprzeć maksymalnie trzech kandydatów. Nie jest żadną tajemnicą, że zarekomendowaliśmy Bońka i Koseckiego. Pan Potok wystartował dość późno, ale również otrzymał od nas poparcie. Taką też informację zamieściliśmy na stronie internetowej Związku. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Kandydaci na prezesa PZPN zapowiedzieli, że chcą rozmawiać z podmiotami, które dysponują głosami. Oczekujemy ich wizyt i będziemy nasłuchiwać propozycji.
W ostatecznych wyborach poprzecie kogoś z tej trójki, czy inny też mają szanse na głosy?

- Raczej nie wchodzą w grę nazwiska inne niż te, którym udzieliliśmy poparcia. Byłoby to nieetyczne. Jednak nikt nie jest pewny jak potoczą się wybory. Mamy trzy głosy, kandydatów jest więcej, ale oczywiście będziemy starali się wypracować opcję, by poprzeć jednego. Gdy przejmowałem prezesurę, w swoim programie akcentowałem potrzebę zmian w Lubelskim ZPN-ie i całym PZPN-ie. Powiedziałem wyraźnie, że jestem nastawiony na reformy. 

Czyli spodziewał się pan, że dwójka Kosecki i Boniek uzbiera najwięcej rekomendacji?

- Trudno było się tego nie spodziewać. Potrzebą rozumu było poparcie potencjalnie najmocniejszych, najbardziej wyrazistych kandydatów. Poza tym z przeszłością piłkarską - jeden to bardzo dobry piłkarz, a drugi jeszcze większy, jeden z najlepszych w historii polskiej piłki. Na razie są to znakomici kandydaci z nazwiska, bo teraz czekamy na to, co każdy z nich będzie chciał zmienić w piłce nożnej na lepsze. W kwestii zarządzania, współpracy z terenem, szkolenia, poziomu i budowy młodzieżowej piłki amatorskiej oraz ligowej w powiązaniu z reprezentacjami we wszystkich kategoriach, a także znalezienia i zwiększenia środków na piłkę młodzieżową, czy wdrażania nowych metod szkoleniowych. Ale…. nie zapominajmy o pozostałych kandydatach. Mają różne szanse, i  "grają" na arenie o swoje lub robią rozeznanie do kogo się podłączyć.
Jakie są największe atuty Koseckiego i Bońka? To, że mają za sobą opinię publiczną?

- Na pewno opinia publiczna jest jednym z ważnych czynników, ale jednak najważniejsza jest chęć wprowadzania reform To, że teraz popiera ich opinia publiczna, czy media, to dużo, ale jednocześnie mało i jeszcze tak dokładnie o niczym nie świadczy. Obecnie, z moich informacji wynika, że odbywają się spotkania. Dochodzi do różnych ustaleń, niekiedy dla mnie dziwnych. Ja jestem w tym gronie nowy, chociaż to może złe słowo, bo miałem możliwość poznawanie tego środowiska już wcześniej. Tam są również osoby, które gwarantują podejmowanie działań w kierunku zmian lub nawet są za dużymi zmianami. Mnie i Zarząd interesują zmiany, zarówno w województwie, jak i na samym szczycie.

W takim razie, w czym mają objawiać się te zmiany?

- Patrzę na to przez pryzmat Wojewódzkich Związków, jak one mogą na tym korzystać. Zależałoby mi, żeby w jakiś sposób słuchać "terenu". Czekam na to, co kandydaci zaoferują przede wszystkim piłce amatorskiej, którą reprezentują właśnie wojewódzkie ZPN-y.

Wszystkie mają do dyspozycji 60 głosów. Gdybyście się dogadali, udałoby się wybrać kandydata, nie patrząc na innych delegatów.

- Ciężko będzie o taką jednomyślność. Ale popatrzmy na coś innego. W moim prywatnym odczuciu wszelkie niepotrzebnie wypowiedziane słowa na linii Boniek – Kosecki to woda na młyn dla pozostałych zarówno mocnych, jak i słabszych kandydatów. Swoimi działaniami, może dzięki jakimś ustaleniom powinni pokazać, że to oni mogą pociągnąć ten wózek. Zdaję sobie sprawę, że mogłoby być ciężko, gdyby ktoś był prezesem, a ktoś tym wiceprezesem, ale jednak oczekuję od nich znalezienia płaszczyzny porozumienia. Złapanie wspólnego języka obu da bardzo wiele.

Czyli uważa pan, że medialne przepychanki między nimi mogą pomóc innemu kandydatowi?

- Nie myślę tak, ale powiem inaczej - oby nie pomogły. Choć nie dostrzegam jakichś większych przepychanek, ale wiadomo, jeden coś powie, to drugi musi mu odpowiedzieć.

Jak pan patrzy na wypowiedzi Zbigniewa Bońka, który daje do zrozumienia, że prezesurę będzie sprawował społecznie?

- Tutaj lekko bym się uśmiechnął, ale jeśli rzeczywiście będzie go stać na taki gest, to, dlaczego nie. Chociaż tak sobie myślę, że nie do końca byłbym „za”. Przecież może brać pieniądze i przekazywać je na szczytne cele. Mówię to pół żartem, pół serio, ale tak naprawdę nie za bardzo mi się to składa w całość. Bardziej przemawia do mnie stosunek pana Koseckiego, który mówi, że za robotę powinna być zapłata. Chociaż z jego osobą wiążą się innego rodzaju wątpliwości, a mianowicie jak pogodzić pracę posła z prezesurą w związku. Będzie musiał się później na coś zdecydować, to oczywiste. Ale to już sprawa nieco dalsza. Najważniejsze jest to, co każdy z nich może zrobić dla dobra piłki nożnej w aspektach, o których mówiłem wcześniej.

Źródło artykułu: