Mistrz Polski skompromitował się w Europie (wideo)

Polski futbol sięgnął dna. Wszystkie nasze drużyny odpadły już z europejskich pucharów. Skompromitował się Ruch Chorzów, a jeszcze gorzej spisał się wrocławski Śląsk.

Już Euro 2012 było kompromitacją w wykonaniu reprezentacji Polski. Sądzono jednak, że polskie kluby, czerpiąc z popularności piłki nożnej po mistrzostwach Europy, coś podziałają w europejskich rozgrywkach. Niestety szybko trzeba było zweryfikować te plany, bowiem już 30 sierpnia pożegnaliśmy się ze zmaganiami w normalnym i szanowanym futbolu. W meczach eliminacyjnych do Ligi Europejskiej skompromitował się Ruch Chorzów, który dostał solidne baty od czeskiej Viktoria Pilzno. Bardziej jednak "popisała" się drużyna prowadzona przez Oresta Lenczyka.

Wrocławianie zaczęli dobrze, bo od zwycięstwa na trudnym terenie w Czarnogórze. Nikt jednak nie przewidywał, że najlepsza drużyna z Polski, zamieszkałej przez blisko 40 milionów osób, odpadnie z zespołem z kraju zasiedlonego przez mniej niż milion mieszkańców. W rewanżowym spotkaniu wszyscy od Śląska oczekiwali zwycięstwa - zwłaszcza po tym, co spotkało wrocławian i ich kibiców w Czarnogórze. Opiekun WKS-u postanowił jednak, że jego drużyna od początku meczu ma bronić, a nie atakować. Efekt? Znikoma liczba sytuacji strzeleckich, a ostatecznie porażka 0:1 z Buducnostią Podgorica i drżenie do ostatnich minut o końcowy wynik. Tym razem jednak w dwumeczu udało się wyeliminować rywala.

Kolejnym rywalem Śląska był szwedzki Helsingborgs IF. Losowanie uznano za szczęśliwe, bo Szwedzi potęgą w europejskiej piłce nie są. W pierwszym meczu zimny prysznic, a raczej lanie z kubła zimną wodą i 0:3. Sami zawodnicy ze Szwecji byli zaskoczeni, że wygrali tak łatwo. Dziwiło ich także to, że wrocławianie... nie biegali, tylko praktycznie stali na boisku. Przed rewanżowym spotkaniem piłkarze WKS-u zapowiadali jednak, że nic nie jest stracone i pojadą "powalczyć" o awans do IV rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Zaczęło się dobrze, bo od prowadzenia Śląska 1:0. Szwedzi szybko zorientowali się, że jednak będą musieli pobiegać i rywala z Polski potraktować chociaż trochę poważnie. Jak ruszyli do przodu, to skończyło 3:1 dla Helsingborga. A mogło być nawet 4:1, lecz Marian Kelemen obronił rzut karny, a w bramce dokonywał cudów. W nagrodę w kolejnym meczu pucharowym nie zagrał...

Kibice we Wrocławiu zamiast radości swoich piłkarzy, zazwyczaj oglądali cieszących się rywali
Kibice we Wrocławiu zamiast radości swoich piłkarzy, zazwyczaj oglądali cieszących się rywali

Stało się więc jasne, że mistrz Polski po raz kolejny nie wystąpi w Lidze Mistrzów. Ile to już lat czekamy? Wrocławianie mieli jednak przed sobą jeszcze mecze w IV rundzie eliminacji do Ligi Europejskiej. Po losowaniu okazało się, że rywalem WKS-u będzie Hannover 96, czyli zespół z niemieckiej Bundesligi, który do pucharów awansował dzięki temu, że Borussia Dortmund pokonując Bayern Monachium zdobyła Puchar Niemiec. Humory wrocławianom już tak nie dopisywały, bo niemiecka liga dla naszych drużyn to poziom nieosiągalny.

W pierwszym spotkaniu Śląsk zaczął odważnie, lecz już do przerwy przegrywał 1:3. Wrocławianie zerwali się jednak na początku drugiej połowy i doprowadzili do wyniku 3:3. W końcówce mistrz Polski opadł już z sił i stracił kolejne dwa gole, a więc ostatecznie przegrał 3:5. Przed rewanżowym spotkaniem wrocławianie znów mieli nadzieje. - Będzie ciężko, ale mamy swój charakter i trzeba pamiętać, że futbol zna już nie takie historie. Wszystko jest sprawą otwartą. Mamy nadzieję, że pojedynek będzie 90 minutami dobrego futbolu z korzyścią dla Śląska  - komentował kapitan zespołu Sebastian Mila. Jest takie przysłowie - nadzieja matką głupich...

Zaczęło się jednak dobrze, bo od gola Przemysława Kaźmierczaka, lecz potem było już coraz gorzej - najpierw czerwona kartka dla Tomasza Jodłowca, a potem kolejno pierwsza, druga, trzecia, czwarta i piąta bramka dla Niemców. Dwukrotnie piłkę do siatki skierował Artur Sobiech, który sam chyba nie dowierzał, że dokonał takiego wyczynu. W Hannoverze, gdzie zazwyczaj jest rezerwowym, strzelenie jego jednego gola to już dla niego sukces, a co dopiero dwóch? - Nie myśleliśmy, że wrocławianie mogą nam zagrozić, ponieważ mieliśmy sporą zaliczkę z pierwszego spotkania, więc po zdobyciu pierwszego gola musieliby strzelić jeszcze dwa. Graliśmy swoje i wykorzystaliśmy nadarzające się okazje. Zrobiliśmy to, co do nas należy i dziesięć bramek w dwumeczu w europejskich pucharach robi wrażenie - komentował po meczu polski napastnik.

Śląsk dwumecz z niemieckim średniakiem zakończył więc z imponującym bilansem - strzelił cztery gole, a stracił aż 10. W całej tegorocznej europejskiej przygodzie mistrz Polski na sześć spotkań wygrał zaledwie jedno - z zespołem z Czarnogóry!

Wrocławianie w sumie strzelili siedem goli, a stracili - siedemnaście! To mówi samo za siebie. Patrząc przez pryzmat tych "osiągnięć" Polska tak słabego mistrza dawno nie miała. Europa została więc dobitnie uświadomiona, że w kraju nad Wisłą i Odrą w piłkę po prostu gra się na słabym poziomie.

Włodarze WKS-u zamiast przed sezonem osłabiać drużynę, mogli utrzymać skład, który był. Zwłaszcza bowiem formacja defensywna prezentuje się fatalnie, a do tego sporo zamętu w niej wprowadza sam Orest Lenczyk, który z meczu na mecz zmienia jej ustawienie. Mecz z Hannoverem 96 pokazał - jak i zresztą wcześniejsze potyczki - że z Marcina Kowalczyka, ani Mariusza Pawelca, pary dobrych środkowych obrońców nie będzie. Dni "Oro Profesoro" we Wrocławiu są już raczej policzone, ale czy jego następca zdoła poukładać wszystkie klocki w jedną całość? Zespół tworzony przez kilka lat został bowiem doszczętnie rozbity podczas jednej przerwy między rozgrywkami.

Jak na popisy polskich drużyn w europejskich rozgrywkach zareaguje PZPN i Grzegorz Lato? Nic się zapewne nie zmieni, a Lato zostanie wybrany na kolejną kadencję. Jan Tomaszewski w tej chwili triumfuje.

A tak piłkarze Hannoveru - z Arturem Sobiechem włącznie - demolowali mistrza Polski:

[videa=GWoxiz2FHzzApAMP]

Źródło artykułu: