Śląsk Wrocław w końcu się przełamał i odniósł zwycięstwo. W niedzielę mistrzowie Polski ograli Koronę z Kielc, ale do stylu tej wygranej można mieć wiele zastrzeżeń. Już bowiem w pierwszej połowie spotkania arbiter usunął z boiska dwóch zawodników kielczan. Pomimo gry w przewadze Śląsk grał nieporadnie i nie potrafił podwyższyć dwubramkowego prowadzenia. - Chcieliśmy strzelić kolejną bramkę, żeby się jeszcze pewniej poczuć, wiele nie brakowało. Mieliśmy jeszcze kilka dobrych sytuacji. Musimy je lepiej wykańczać - tym bardziej że graliśmy w przewadze, a gdzieś brakowało tego ostatniego podania, takiego idealnego. Cały czas trzeba nad tym pracować, aby jak najmniej tych błędów popełniać. Ważne jest też to, że zagraliśmy na zero z tyłu - powiedział Przemysław Kaźmierczak.
Oba gole dla WKS-u strzelił Mateusz Cetnarski. Najpierw na raty wykorzystał on rzut karny, a potem potem pewnie strzelił do bramki z jedenastu metrów. - Mateusz Cetnarski był pierwszy wyznaczony do wykonywania rzutu karnego. Bardzo dobrze, że strzelił bramkę, bo to mecz też ustawiło. Drużyna Korony się osłabiła przez czerwone kartki, ale trzeba było jeszcze dopełnić formalności i wykorzystać jeden i drugi rzut karny. Cieszymy się, że to nam się udało. Trzy punkty były najważniejsze - zaznaczył "Kaz".
Już w czwartek zespół Oresta Lenczyk rozegra rewanżowe spotkanie z Hannoverem 96. W pierwszym spotkaniu mistrzowie Polski przegrali 3:5. - Do każdego meczu będziemy się przygotować na sto procent. Na pewno będziemy chcieli spróbować w Hanowerze. Wiadomo, wynik jest wysoki, ale jeżeli zaczniemy dobrze, to pokazaliśmy już, że możemy strzelić bramkę i to nie jedną. Trzeba więc dobrze zacząć i może coś się uda. Na pewno wiara jest. Łatwo nie będzie, ale nie stoimy na straconej pozycji i nie poddajemy się - podsumował Kaźmierczak.