Wychowanek słowackiego Tatrana Prešov, dołączył do nowosądeckiej drużyny w styczniu obecnego roku. Po kilku dniach testów na obozie w Bielsku-Białej zachwycił ówczesnego szkoleniowca, który rekomendował władzom zatrudnienie 26-latka. Przychodzący z drugoligowego FK Spišská Nová Ves, gdzie podczas rundy jesiennej rozegrał szesnaście spotkań i strzelił trzy bramki, wydawał się poważnym wzmocnieniem formacji defensywnej. Ta opinia szybko się potwierdziła, bo Martin Zlatohlavy okazał się pewniakiem do gry w pierwszym składzie. Skuteczny w odbiorze, dobrze się ustawiający i czytający grę, szybko stał się wiodącą postacią przeżywającego ciężkie czasy zespołu. Wydawało się, że zostanie ostoją linii obrony na kilka sezonów, życie okazało się jednak brutalne i zwyrodnienia stawu biodrowego wyłączyły go z okresu przygotowawczego przed nowym sezonem.
Duża ilość przeprowadzonych badań oraz liczne konsultacje ze specjalistami w Polsce i na Słowacji, nie dawały odpowiedzi, kiedy zawodnik wróci do pełnej sprawności. Pojawiały się różne możliwości, a poprawy stanu zdrowia nie było widać. Jedna z teorii głosi nawet, że były gracz czeskiego HFK Ołomuniec już nigdy nie wróci do profesjonalnego uprawiania piłki nożnej. Zarówno Martin Zlatohlavý ze swoim managerem, jak i działacze Sandecji próbowali znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Rozmowy nie były długie, obie strony wiedziały na czym stoją i tym samym słowacki defensor w poniedziałek przestał być zawodnikiem nowosądeckiego klubu. - Nie chciałem być balastem dla zarządu. Wiem, że klub ma trudną sytuację finansową, dlatego nie chciałem pobierać pieniędzy nie wywiązując się z obowiązków piłkarza. Jestem w trakcie leczenia, tak naprawdę nie wiadomo ile to jeszcze potrwa, więc po co sztucznie coś utrzymywać - dla portalu SportoweFakty.pl wyjaśnił rekonwalescent.
Dorobek słowackiego obrońcy w biało-czarnych barwach to dziewięć rozegranych spotkań, w których nie udało mu się strzelić bramki. Raz był blisko, w starciu z Pogonią Szczecin trafił do siatki, ale sędzia doszukał się spalonego i gol nie został uznany. Ilość występów mogła być większa, lecz już w trakcie sezonu kontuzja zaczęła brać górę nad dyspozycją. - Zostałem mile przyjęty, czułem się w Sandecji bardzo dobrze i naprawdę jest mi przykro, że tak szybko się ta przygoda kończy. Miałem nadzieję na dłuższą współpracę z tym klubem, ale niestety nie wyszło. Bardzo miło wspominał będę zwłaszcza kibiców, zrobili na mnie fantastyczne wrażenie, którego nigdy nie zapomnę. Przykro jest opuszczać to miejsce - emocjonalnie przyznał Zlatohlavý.