Zabójcze końcówki Stali

W potyczce z Koroną Kielce zielono-czarni po raz kolejny w tym sezonie szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylili w ostatnich minutach. Kielczanie, prowadząc 2:0, byli już pewni zwycięstwa. Nagły zryw Stalowców zniweczył ich plany.

Stal w dawnych latach bramki zdobywała w pierwszych minutach gry. Zanim kibice wygodnie usadowili się na siedziskach, Stalowcy już cieszyli się z prowadzenia. Grę drużyny ze Stalowej Woli cechowała jeszcze jedna rzecz. Była ona widoczna nawet jeszcze w poprzednim sezonie, a zarysowała się głównie w czasie okresu pracy w Stalowej Woli Albina Mikulskiego. Stal, gdy jako pierwsza straciła bramkę nie potrafiła się już podnieść. Przygnębieni piłkarze tracili wiarę we własne możliwości, zaczynali się bronić, aby nie stracić kolejnego gola, w efekcie zapominali zupełnie o ofensywie. Kończyło się to zwykle porażką. Co takiego mówi Władysław Łach swoim zawodnikom, że przeszli oni taką odmianę?

Tak grającej Stali nie pamiętają najstarsi kibice. Choć co prawda to dopiero początek sezonu, ale napawa on optymizmem. Przypomnijmy spotkanie z Odrą Opole. Stal jako pierwsza traci bramkę w 37. minucie gry. Zryw następuje w 63. minucie, kiedy to Tadeusz Krawiec doprowadza do remisu. Pięć minut później Jakub Ławecki wyprowadza zielono-czarnych na prowadzenie. W końcówce meczu zawodnicy z Opola słaniają się na nogach, Stalowcy atakują. Kolejny mecz, tym razem z Motorem Lublin. Tomasz Walat zdobywa decydujące trafienie dla Stalowców w 86. minucie gry. Na koniec potyczka z Koroną Kielce. Takiego meczu próżno szukać w pamięci. Stal przegrywa już 0:2. Nikt nie ma nadziei na zwycięstwo, aż tu nagle... W zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki w 75. minucie kieruje Jaromir Wieprzęć. Trzy minuty później po raz kolejny daje o sobie znać obrońca Stali i mamy wynik remisowy. W 85. minucie stała się rzecz niesłychana. Po ładnej akcji gola na wagę trzech punktów zdobywa Artur Szlęzak. - Chodzimy na treningi, dajemy z siebie wszystko. Nikt się nie oszczędza i myślę, że to są takie skutki tego, że potrafimy przez dziewięćdziesiąt minut być na praktycznie pełnych obrotach - mówi Krzysztof Trela, pomocnik Stali. Podobnego zdania jest również Kamil Karcz. - Nigdy nie można się poddawać. Zawsze trzeba walczyć do końca. Ten mecz z Koroną był tego najlepszym dowodem - stwierdza młody piłkarz Stali. To, co zawsze było bolączką zespołu z Podkarpacia, w tym sezonie jest głównym atutem. Głównie to piłkarzom ze Stalowej Woli w ostatnich minutach inne zespoły wyrywały cenne punkty. Tym razem jest inaczej. Po czterech kolejkach widać, że Stalowcy są bardzo dobrze przygotowani fizycznie i nie potrzeba do tego specjalnych treningów ze specami od przygotowań wydolnościowych, skomplikowanych testów i kosztownej maszynerii. Trener Władysław Łach ze słabo grającej Stali zrobił zespół, który w każdym meczu daje z siebie wszystko i walczy do ostatnich minut.

Komentarze (0)