Parszywa "11" Patryka Małeckiego

O Patryku Małeckim znów zrobiło się głośno, ale nie z powodu kolejnych bramek i asyst, bo po tym względem "Mały" z sezonu na sezon jest coraz słabszy, tylko jego kolejnego wybryku.

24-letni - czyli już na pewno nie "młody i utalentowany", któremu ze względu na prawa młodości można wybaczyć pewne zachowania - zawodnik zadebiutował w pierwszym zespole Wisły jesienią 2006 roku, czyli 5,5 roku temu. W tym okresie naliczyliśmy się 10 afer z jego udziałem, które ujrzały światło dzienne.

Zaczniemy od historii najnowszej. Podczas czwartkowego meczu 1/16 finału Ligi Europejskiej trener Kazimierz Moskal postanowił ściągnąć z boiska słabo grającego, na co ten zareagował kopniakiem w bandę okalającą operatora kamery i zejściem bezpośrednio do szatni z pominięciem podania ręki szkoleniowcowi albo chociaż pozostaniu na ławce rezerwowych. W piątek "Mały" przeprosił trenera i kolegów z drużyny, ale zakomunikował równocześnie, żeby nie brać go pod uwagę przy ustalaniu składu na niedzielny mecz z Zagłębiem Lubin. Po spotkaniu na Dialog Arena głos w tej sprawie zabrał trener Moskal: - Patryk ogłosił w szatni, przy wszystkich zawodnikach i sztabie, że nie chce być brany pod uwagę przy ustalaniu 18-stki wyjeżdżającej do Lubina i nie chce trenować z nami. To jego decyzja. Trudno mi w takiej sytuacji takiego zawodnika na siłę brać do autobusu. Ta decyzja w ogóle nie miała związku z tym, co się stało na meczu, czyli z tym, że on czuł się rozżalony tym, że został zmieniony i nie podał mi ręki. To podanie ręki nie ma w ogóle wpływu na to, co się dalej wydarzyło. Ważne było to, co się stało następnego dnia, a więc to, że Patryk dalej będąc rozżalony tym faktem, że został zmieniony, podjął taką decyzję, iż nie chce jechać na mecz i nie chce trenować z nami. Pisaliśmy o tym tutaj.

To nie pierwszy raz, kiedy Małecki samowolnie rezygnuje z udziału w meczu. W czasie przygotowań do sezonu 2010/2011 Wisła grała sparing z Hannover 96. Prowadzący wówczas zespół Henryk Kasperczak chciał wpuścić z ławki wychowanka Wigier Suwałki, ale ten ogłosił, że nie ma na to ochoty. - Zamierzałem go wpuścić na boisko, ale nie chciał się rozgrzewać i wejść. Nie wiem, co mu do głowy strzeliło. I nie wiem też, jak to rozstrzygniemy - mówił wtedy na łamach Przeglądu Sportowego trener Kasperczak. Po powrocie ze zgrupowania w Niemczech "Mały" trafił na dywanik do prezesa Bogdana Basałaj, który kilka tygodni wcześniej wrócił do klubu, a parę lat wcześniej podczas swojej pierwszej kadencji przy Reymonta 22 sprowadził Małeckiego-trampkarza do Wisły. 24-latek przeprosił wszystkich za swoje zachowanie i został słono ukarany, o czym pisaliśmy tutaj.

Małecki nie został odsunięty od drużyny i wystąpił w meczach eliminacji Ligi Europejskiej z FK Szawle i Karabachem Agdam. Wiśle nie udało się przejść tej drugiej ekipy, a za niepowodzenie posadą zapłacił Kasperczak. Chwilowo zastąpił go Tomasz Kulawik, który stawiał na "Małego", ale docelowo pierwszym szkoleniowcem Białej Gwiazdy został Robert Maaskant, który nie ukrywał, że słuchy jakie doszły do niego o Małeckim nie napawają go optymizmem. Holender szybko na własne oczy przekonał się o krnąbrnym charakterze młodziana, który w sparingowym spotkaniu z Koszarawą Żywiec... zwyzywał sędziego, za co dostał dwie żółte kartki.

Sparing sparingiem, ale Małecki nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy także podczas spotkań oficjalnych. W sierpniu 2009 roku wdał się w przepychankę z dyrektorem sportowym Arki Gdynia Andrzejem Czyżniewskim, w grudniu tego samego roku zwyzywał na boisku Macieja Sadloka i Tomasza Brzyskiego, a w maju 2011 roku oberwało się też Saidiemu Ntibazonkizie.

Z kolei po derbach z listopada 2010 roku rozegranych na stadionie Cracovii w strefie mieszanej, gdzie z piłkarzami mogą spotkać się przedstawiciele mediów, Małecki w żołnierskich słowach przekazał dziennikarzowi Gazety Wyborczej Piotrowi Jaworowi, co sądzi o jego pracy i "radził" mu nie przychodzić więcej na Reymonta 22. Słownie oberwało się też próbującej uspokoić "Małego" pracownicy biura prasowego Wisły.

Gorąca głowa sprawiła też kiedyś, że w czasie spotkania "młodzieżówki" nie zastosował się do zaleceń trenera i zmarnował rzut karny, którego w ogóle miał nie wykonywać. Oberwało się też i kolegom z reprezentacji, i trenerowi Andrzejowi Zamilskiemu. Małecki przez długi czas był ulubieńcem WSZYSTKICH kibiców Wisły, ale tylko do czasu, kiedy część z nich nazwaną przez siebie piknikami wyprosił na "drugą stronę Błoń", czyli dla nieznających topografii Krakowa - na Cracovię. Został za to odsunięty od zespołu, ale szybko do niego wrócił, by przed pierwszym meczem fazy grupowej Ligi Europejskiej z Odense BK... nie pojawić się na rozgrzewce. Mistrz PR trener Maaskant tłumaczył to dość pokrętnie: - Zawodnicy mogą się dowolnie rozgrzewać przed meczem, nie muszą wychodzić na murawę. Patryk dokonał mądrego wyboru nie pojawiając się na murawie biorąc pod uwagę reakcje kibiców na niego.

I na koniec zachowanie, którego Małecki się już wyzbył, ale które było kiedyś jego znakiem firmowym: prowokowanie kibiców rywali. Tak "cieszył się", kiedy w 11 maja 2010 Wisła w 79. minucie meczu Wisła objęła prowadzenie w derbach z Cracovią:

Michał Dudek / wislakrakow.com
Michał Dudek / wislakrakow.com

Kwadrans później po samobójczym golu Mariusza Jopa Wisła straciła mistrzostwo Polski, a Cracovia utrzymała się w ekstraklasie. Po żadnej z tych historii Małecki nie nauczył się, że za swoje zachowanie musi ponosić konsekwencje.

Źródło artykułu: