Zawisza jest wiceliderem rozgrywek. Jest to dość nieoczekiwany wynik, tym bardziej, że przed sezonem wielu ekspertów nie dawało bydgoszczanom większych szans. - Z całą pewnością jest to niespodzianka, ale jakże miła. Wiadomo jaka była sytuacja w klubie - zmiana trenera oraz właściciela. Drużyna, która wywalczyła awans do I ligi została w znacznym stopniu przebudowana. W niecały miesiąc powstał właściwie nowy zespół. Nie można zatem dziwić się, że nie brakowało pesymistów, którzy z niepokojem patrzyli na Zawiszę. Jednak jak czas pokazuje, transfery jakie wykonał Radosław Osuch i dobre poukładanie tej ekipy przez trenera Janusza Kubota błyskawicznie zaowocowały. Zajmujemy obecnie drugą pozycję w tabeli i już teraz chyba każda drużyna, której przyjdzie się z nami mierzyć będzie czuła do nas respekt. Nie będzie się traktować nas jak beniaminka, a jak zespół z aspiracjami do awansu - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Ślifirczyk.
Jeden z czołowych strzelców Zawiszy w ubiegłym sezonie z szacunkiem podchodzi do środowego rywala jego zespołu, jakim jest Bogdanka Łęczna. - Bogdanka to jak wiemy lider pierwszoligowych rozgrywek, a my zajmujemy miejsce tuż za nimi. Tak więc środowy mecz zapowiada się niezwykle interesująco. Drużyna z Łęcznej jest już doświadczona w walce na tym szczeblu rozgrywek, od kilku lat podchodzą do sezonu ligowego z nastawieniem na awans. Jednak tak dobrego początku nasi przeciwnicy chyba już dawno nie mieli. W związku z moimi występami w Górniku kilka lat temu, mam teraz porównanie i mogę dostrzec elementy, które pozwolą nam odnieść zwycięstwo. Właściwie jest to jedna rzecz, ale niezwykle istotna. Do tego nasi kibice, na których zawsze możemy liczyć. Ich doping wyzwala dodatkową adrenalinę i energię w decydujących momentach, jak np. zeszłoroczny mecz z Czarnymi Żagań. Było to spotkanie decydujące o awansie, do przerwy przegrywaliśmy, a jednak udało się wygrać. Kibice ani na chwilę nie ustali we wspieraniu nas i dało to efekt. Wracając do analizy Bogdanki, to trenerzy i sztab szkoleniowy na pewno wiedzą już na co trzeba uważać, a także gdzie szukać swoich szans na zdobycie bramki. Na pewno szczególną uwagę trzeba zwrócić na Nildo. Nie znam tego zawodnika, ale statystyki mówią same za siebie. Nie mogę też zapomnieć o Radku Bartoszewiczu, który rządzi w środku pola łęcznian.
Łukasz Ślifirczyk odniósł jakiś czas temu groźną kontuzję, która wyłączyła go z walki na poziomie pierwszoligowym. - Wciąż przechodzę ciężką i żmudną rehabilitację. Każdy dzień wygląda praktycznie tak samo - kilkugodzinne zajęcia z moją rehabilitantką. Od jakiegoś czasu doszły też treningi w siłowni. Najważniejsze jednak, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i od przyszłego tygodnia już zacznę truchtać. Po pewnym czasie będą też zajęcia z piłką. Ale tak na 100proc. do normalnego treningu z resztą ekipy wrócę dopiero w styczniu. Będę miał cały okres przygotowawczy, by powrócić do formy sprzed momentu, kiedy zerwałem więzadła.
Gracz Zawiszy nie ukrywa swojego zaskoczenia niektórymi tegorocznymi rezultatami w I lidze. - Przed startem rozgrywek moja lista faworytów wyglądałaby zupełnie inaczej niż teraz. Zaskoczyły mnie negatywnie zespoły Arki Gdynia i GKS-u Katowice. Te dwie ekipy stawiałbym w gronie walczących o awans. Faworytami teraz wydają się drużyny Pogoni, Niecieczy, Warty, Piasta i jak wcześniej wspomniałem, Łęcznej. Jednak czas pokaże, kto będzie świętował awans do T-Mobile Ekstraklasy. Mam nadzieję, że znów będzie to bydgoski Zawisza - zakończył optymistycznie.