Obie drużyny rozpoczynały sobotni pojedynek z myślą o podtrzymaniu udanej passy meczów bez porażki. Podopieczni Janusza Kubota nie poczuli smaku ligowej przegranej od początku sezonu, z kolei ich świnoujscy rywale nie schodzili z murawy w roli pokonanych przez cały piłkarski sierpień. Wykonania swojego planu już po 8. minutach byli zdecydowanie bliżej gracze Zawiszy, dwukrotnie radujący się ze zdobyczy bramkowej. Zawahanie defensywy Floty wykorzystali kolejno Paweł Zawistowski i Adrian Błąd, a powoli zapełniający sektor kibice gości mogli oklaskiwać popisowy start swoich ulubieńców.
- Rywal niczym nas nie zaskoczył, straciliśmy bramki przez typowy brak koncentracji, choć paradoksalnie rozmawialiśmy o niej przed opuszczeniem szatni. Chcieliśmy utrzymać dyspozycję z poprzednich spotkań, gdy w ogóle nie traciliśmy bramek, a tymczasem wpadły do naszej siatki dwa gole z niczego, które ustawiły wynik - opowiadał po meczu skrzydłowy Floty Tomasz Ostalczyk.
Sytuacja świnoujścian pogorszyła się dodatkowo tuż przed zakończeniem pierwszej odsłony, gdy za drugi tego dnia żółty kartonik opuścił boisko Piotr Kieruzel. - Czerwona kartka trochę ustawiła mecz, choć można na wszystko spojrzeć także z drugiej strony. Będąc w osłabieniu, zaczęliśmy walczyć zdecydowanie agresywniej, prezentować się o wiele lepiej. Być może, grając w jedenastu, zaprezentowalibyśmy się równie słabo jak w pierwszej połowie - spoglądał z dystansem pomocnik.
Przerwa była okresem sporej mobilizacji w obozie Wyspiarzy i odważnych decyzji trenera Krzysztofa Pawlaka, który zdecydował się nie łatać dziury w bloku defensywnym i pozostawić na murawie jedynie trzech obrońców. Do walki o odrobienie strat wysłał ofensywnie usposobionych Damiana Misana i Mateusza Brozia, tworzących po przerwie ofensywne trio wraz z Christianem Nnamanim. - Trener podjął decyzję, że musimy podejść wysoko i zacząć atakować, bo przecież bronienie nie dałoby żadnego efektu. Zaryzykowaliśmy grę jeden na jeden z tyłu, trzech naszych defensorów pilnowało ofensywną trójkę Zawiszy i to pozwoliło nam stwarzać sytuację, mimo walki w osłabieniu - tłumaczył nasz rozmówca.
Tomasz Ostalczyk (z lewej) zdobył jedyną bramkę dla Floty w sobotnim meczu
Starania gospodarzy zostały nagrodzone w 72. minucie, gdy właśnie Ostalczyk bez chwili zawahania wykorzystał błąd Andrzeja Witana i ustrzelił kontaktową bramkę. Na doprowadzenie do wyrównania zabrakło piłkarzom Floty jednak czasu i sił. - Powiedzieliśmy sobie w szatni parę mocnych słów, wyszliśmy ponownie na boisko i nasza gra wyglądała znacznie lepiej. Szkoda, że nie doprowadziliśmy do wyrównania, mimo dogodnych sytuacji, które stworzyliśmy. Akurat się nie udało, trzeba to przemyśleć, uderzyć się w pierś i czekać na kolejne spotkania - dodał jeden z najjaśniejszych zawodników Floty w tym spotkaniu.
- Nikt nie może usprawiedliwiać tej porażki środowym meczem z KS Polkowice. Żadne zmęczenie nie miało wpływu na nasze poczynania. Graliśmy już tyle spotkań systemem środa-sobota, że przyzwyczailiśmy się do tego. Oczywiście, najłatwiej powiedzieć, że byłem zmęczony, przetrenowany, ale my po prostu wybiegliśmy na kolejną ligową potyczkę i akurat dostaliśmy po uszach - starał się nie szukać żadnych wymówek urodzony w Zgierzu zawodnik.
Sporo nerwów wywołała w obozie gospodarzy sobotnia praca arbitra Tomasza Kwiatkowskiego, który nie zapanował nad temperaturą widowiska, podejmując szereg kontrowersyjnych decyzji. - Nie chcę szczególnie komentować poczynań sędziów, ponieważ później ci sami panowie gwiżdżą w naszych następnych meczach. Zgodzę się jednak, że nerwy wkradły się najpierw w nasze poczynania, następnie nie uniknęli ich także gracze Zawiszy - oceniał ostrożnie Ostalczyk.
Sobotnia porażka nieco pogorszyła nastroje w obozie świnoujścian. Wyspiarze polegli po raz drugi w bieżącym sezonie, ponownie tracąc punkty na własnym obiekcie. Tym samym, Zawisza powstrzymał na pewien czas marsz świnoujścian w górę tabeli i popsuł pozycję wyjściową Floty przed obfitującym w trudne pojedynki wrześniem. Mimo tego, dobiegający końca miesiąc był udanym okresem dla przebudowanej latem drużyny Krzysztofa Pawlaka. - Za nami sześć meczów. Jeśli miałbym krótko podsumować zakończone pojedynki, to z pewnością szkoda niepotrzebnej porażki z Dolcanem. Podczas wyjazdów do Stróż i Katowic było różnie, ale remisy były nagrodą za naszą konsekwencję. Przeciw polkowiczanom byliśmy zdecydowanie lepszą drużyną i wielka szkoda, że nie udowodniliśmy tego w sobotnim meczu z Zawiszą. Uważam bowiem, że determinacją zasłużyliśmy chociażby na punkcik po ostatnim gwizdku - zakończył nasz rozmówca.