Poznański "Klub Kokosa"

"Klub Kokosa" wymyślił prezes Polonii Warszawa, Józef Wojciechowski. Zsyłał tam zawodników, którzy nie chcieli rozwiązać kontraktu z klubem. Podobny klub ma również Lech Poznań.

Najbardziej znanym członkiem "klubu Kokosa" jest Daniel Kokosiński. Piłkarz Polonii Warszawa zarabia miesięcznie 15 tysięcy złotych i nie zamierza rezygnować z kontraktu. Codziennie ćwiczy indywidualnie. Biega po schodach, ćwiczy na siłowni, a do pracy przyjeżdża... mercedesem. Nie chciał rozwiązać kontraktu z klubem, więc prezes odstawił go na bocznicę.

W podobnej sytuacji co Kokosiński znajduje się trzech piłkarzy Lecha. Seweryn Gancarczyk, Tomasz Mikołajczak i Grzegorz Kasprzik nie trenują ani z pierwszym, ani zespołem Młodej Ekstraklasy, bo jak twierdzi dyrektor klubu Andrzej Dawidziuk, klub nie wiąże z nimi przyszłości. Z kolei wspomnianej trójce nie zależy na tym, aby opuszczać Bułgarską. - Przedstawiliśmy naszym zawodnikom ofertę rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron. Proponowaliśmy wypłacenie części pieniędzy, a reszty sumy kontraktowej mieliby się dobrowolnie zrzec w zamian za karty zawodnicze. Staliby się wolnymi piłkarzami i mogliby zmienić klub na taki jaki im odpowiada - powiedział w rozmowie z Głosem Wielkopolskim Dawidziuk.

Piłkarze nie zmienili klubu, mimo że Mikołajczakiem interesowała się Arka Gdynia, Kasprzikiem Zawisza Bydgoszcz, a Gancarczykiem ŁKS Łódź. W Lechu Gancarczyk zarabia 60 tysięcy miesięcznie, czyli tyle, ile cała linia pomocy ŁKS. Kiedy łódzki klub dowiedział się, ile musiałby zapłacić obrońcy Lecha, zrezygnował z tego transferu. Kasprzik zarabia 25 tysięcy. Zapowiadał się na dobrego bramkarza, ale po kilku nieudanych meczach właściciel klubu zasugerował, że powinien pójść w odstawkę.

Największe szanse na znalezienie klubu ma Mikołajczak. Powstaje jednak pytanie, czy będzie w stanie zrezygnować z części wynagrodzenia. Dyrektor Andrzej Dawidziuk liczy na to, że do końca okresu transferowego uda się przynajmniej jednemu z trójki zawodników znaleźć nowy klub.

Źródło: Polska The Times - Głos Wielkopolski.

Źródło artykułu: