Nie czas na ścinanie głów - echa meczu Lechia Gdańsk - ŁKS Łódź

Lechia Gdańsk znów nie potrafiła zdobyć kompletu punktów na PGE Arena, remisując tym razem z ŁKS Łódź w meczu 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Kibicom powoli puszczają nerwy, gdyż tuż po końcowym gwizdku niemiłosiernie wygwizdali piłkarzy schodzących do szatni.

Gwizdy bolą podwójnie

W meczu z beniaminkiem po raz pierwszy w tym sezonie szansę gry od pierwszych minut dostał Piotr Wiśniewski. "Wiśnia" z pewnością był w poniedziałek najlepszym piłkarzem w ekipie biało-zielonych, ale i on nie potrafił znaleźć recepty na pokonanie bramkarza gości. - Oddałem w tym meczu sześć strzałów. Jak nie w prawo, to w lewo. Jak piłka nie minęła poprzeczki, to golkiper rywali stawał na wysokości zadania- żalił się po zakończeniu spotkania. A jak piłkarz Lechii odebrał gwizdy, które żegnały jego i jego kolegów? - Na pewno było to bardzo smutne, gdyż naprawdę na boisku zostawiliśmy dużo serca i nikt nie może nam odmówić ambicji i determinacji. Kibice mają jednak prawo do wyrażania swoich emocji. Mnie jako zawodnika silnie związanego z regionem, te gwizdy bolą podwójnie. Trzeba się jednak szybko pozbierać i podnieść głowę. Przed nami przecież kolejne spotkanie, w którym będziemy chcieli się szybko zrehabilitować- zapowiada.

Bohater Velimirović

Łodzianom remis uratował 21-letni debiutant z Czarnogóry, Pavle Velimirović. O ile w pierwszej połowie wychowanek FK Crvena Stijena Podgorica bronił bardzo nerwowo, o tyle już w drugiej części gry swoją heroiczną postawą sprawił, że ŁKS po raz pierwszy w tym sezonie nie stracił bramki. I pomyśleć, że we wcześniejszych trzech meczach, pierwszy bramkarz beniaminka T-Mobile Ekstraklasy, Bogusław Wyparło aż jedenastokrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. - Miałem olbrzymi ból głowy przed tym spotkaniem jeśli chodzi o obsadę bramki. Zdecydowałem się ostatecznie na Velimirovicia, który dobrze zagrał w starciu z Termaliką Bruk- Bet Nieciecza w Pucharze Polski. I jak czas pokazał, to była słuszna decyzja- cieszył się po meczu trener ŁKS, Dariusz Bratkowski.

Nie czas na ścinanie głów

Ból głowy ma również trener gdańszczan, Tomasz Kafarski. Lechia w pierwszych czterech meczach sezonu 2011/2012 zdobyła tylko dwa punkty. Nie potrafiła wygrać dwóch ostatnich potyczek na PGE Arena, chociaż mierzyła się w nich z sąsiadami w tabeli, a więc Cracovią i ŁKS Łódź. - Z pewnością nie możemy być zadowoleni z naszego dorobku punktowego po czterech meczach. Żal mi zwłaszcza dwóch ostatnich spotkań, gdyż potyczki u siebie trzeba wygrywać. Niemniej musimy zaakceptować aktualną sytuację i myślę, że nie czas jeszcze ani na jakiekolwiek podsumowania ani też na ścinanie głów. Ja winnych na razie szukać nie zamierzam. Jedziemy teraz na ciężki mecz do Krakowa i mam nadzieje, że będziemy się w stanie odbudować przez pięć dni po tym trudnym spotkaniu- uważa szkoleniowiec Lechii.

Kafarski zaskoczył składem

W składzie Lechii na spotkanie z ŁKS nie zabrakło niespodzianek. W oczy rzucały się przede wszystkim trzy rzeczy: brak w meczowej osiemnastce Abdou Razacka Traore, wystawienie w środku ataku Wiśniewskiego oraz występ od pierwszych minut Rafała Janickiego. Reprezentant Burkina Faso nie zagrał z powodu kontuzji. Ustawienie "Wiśni" w środku było strzałem w dziesiątkę, gdyż to on stwarzał w tym meczu największe zagrożenie. Dobre recenzje za swoją grę zebrał również Janicki, który znalazł się w pierwszym składzie w związku z kontuzją Krzysztofa Bąka i słabszą postawą Siergieja Kożansa w starciu z Cracovią. Co zatem Janicki sądzi o poniedziałkowej potyczce? - Do zwycięstwa zabrakło nam przede wszystkim skuteczności, gdyż okazjami, które mieliśmy można byłoby obdzielić kilka spotkań.

Źródło artykułu: