Napastnik się odblokował i dał Gieksie remis w derbach

W meczu z Ruchem Radzionków GKS Katowice przegrywał już dwoma bramkami, grając w osłabieniu jednego zawodnika. Nic wtedy nie wskazywało na to, że drużyna z Bukowej będzie w stanie zdobyć choć bramkę honorową. Ojcem cudownej przemiany był Przemysław Pitry.

Niczym feniks z popiołów w drugiej połowie meczu z Ruchem Radzionków odrodziła się drużyna GKS Katowice. W derbowym starciu podopieczni Rafała Góraka przegrywali już 2:0, grając w osłabieniu, by w niespełna kwadrans doprowadzić do remisu.

Bez wątpienia bohaterem drużyny z Bukowej był Przemysław Pitry, autor dwóch bramek dla katowiczan. - Czekaliśmy w tym meczu na swoją szansę i tę szansę dostaliśmy. Z karnego zrobiła się bramka kontaktowa i czerwona kartka, a to dodało nam skrzydeł. Zaatakowaliśmy śmielej i doprowadziliśmy do wyrównania. Mogliśmy ten mecz wygrać, ale kiedy goni się wynik przez siedemdziesiąt minut, to nie można się dziwić, że w końcówce troszeczkę zabrakło nam sił - mówi napastnik GKS.

W końcówce spotkania drużyna ze stolicy Górnego Śląska była o włos od wywiezienia z trudnego terenu kompletu punktów. Wówczas po efektownej robinsonadzie Marcin Suchański sparował piłkę na słupek, po strzale z dystansu Grzegorza Goncerza. - Bramkarz Ruchu uratował im ten remis. Możemy mieć tylko do siebie pretensje, że tego meczu nie wygraliśmy, bo tak, jak w drugiej połowie nasza gra miała wyglądać od początku - wyjaśnia 30-letni zawodnik.

Dla Gieksy punkt wywieziony po meczu z Ruchem jest trzecim w tym sezonie remisem. Katowiczanie w dalszym ciągu czekają na pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. - Nie wiem, czy można powiedzieć, że brakuje nam szczęścia. W pierwszej połowie w Radzionkowie mieliśmy sytuację, kiedy Dawid Jarka stanął przed pustą bramką, ale nie wiem, co się stało, że nie wcisnęliśmy tego do bramki. Grając w dziesiątkę w derbach i doprowadzając do remisu nie można powiedzieć, że mamy za sobą łatwy mecz. Zostawiliśmy na boisku mnóstwo sił, ale możemy się cieszyć, że pokazaliśmy charakter - przekonuje Pitry.

Po raz ostatni napastnik katowiczan mógł się cieszyć z dwóch bramek 3 października 2009 roku, kiedy grając jeszcze w barwach Górnika Zabrze dwukrotnie wpakował piłkę do siatki Stali Stalowa Wola (1:3). - Każdy napastnik cieszy się ze strzelonych bramek. Ja nie jestem wyjątkiem, choć w tym przypadku bardziej cieszy mnie przełamanie, bo w lidze też dawno bramki nie strzeliłem. Mam nadzieję, że to pomoże mi utrzymać dobrą formę w kolejnych meczach i z Flotą wywalczymy już trzy punkty - wskazuje gracz drużyny z Bukowej.

Komentarze (0)