Po końcowym gwizdku sędziego Pawła Gila niezadowolony był bramkarz Lechii. Goście byli blisko wywiezienia ze stolicy Podlasia punktu, a do domu wrócili na tarczy. - Porażka bardzo boli, gdyż graliśmy dobrze. Jagiellonia stworzyła góra trzy sytuacje i zdobyła dwie bramki. Okazała się bardziej skuteczna od nas, czego z kolei nam zabrakło. Potwierdził to kolejny mecz, ponieważ w poprzedniej kolejce, w meczu przeciwko Polonii Warszawa także nie grzeszyliśmy skutecznością. Nad tym elementem oraz nad koncentracją musimy bardziej popracować, bo na inaugurację sezonu gola straciliśmy również w końcowych fragmentach meczu - zauważył Małkowski.
Spotkanie rozpoczęło się wyśmienicie dla Lechii, która już w 7. minucie objęła prowadzenie. Nie udało się jednak jej zdobyć w Białymstoku choćby punktu. Kilka minut przed przerwą wyrównał Andrius Skerla. - Szkoda tej sytuacji, bo piłkę miałem na rękach. Powinienem wyjść do tego dośrodkowania, a nie cofnąć się d... do bramki - powiedział bramkarz Lechii, który tuż przed końcem spotkania skapitulował po raz drugi, kiedy to przepięknym strzałem zaskoczył go Tomasz Frankowski. - Napastnikowi Jagiellonii należą się ogromne brawa, że w tak ciężkiej sytuacji zmieścił piłkę piętką w bramce. Spodziewałem się strzału w krótki róg. Nie spodziewałem się, że Frankowski potrafi tak uderzyć - przyznał Małkowski.