Podopieczni Artura Skowronka przyjechali na Lubelszczyznę w dniu meczu, co zdeterminowało ich postawę. Byli zdecydowanie wolniejsi od rywali i nie potrafili odnaleźć się na boisku. - Wyjechaliśmy o 7 rano. Gdybyśmy mieli więcej sił, to może wybiegalibyśmy ten mecz i przypadkowa bramka w I połowie by nie wpadła. Gdyby było 0:0 do przerwy, to może byśmy utrzymali ten wynik - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl ocenia Marcin Suchański.
Doświadczony golkiper Ruchu nie był niezawodnym punktem swojej drużyny. Interweniował niepewnie, często miał kłopoty ze złapaniem piłki. Dzięki temu Bogdanka objęła prowadzenie. Suchański w 23. minucie odbił futbolówkę po atomowym strzale z dystansu Eivinasa Zagurskasa, a Tomas Pesir bez trudu trafił do siatki. - Popełniłem błąd. Pierwsza bramka podłamała skrzydła młodym chłopakom i przegraliśmy wysoko ten mecz - bije się w piersi 34-letni bramkarz.
Dotychczas Cidry nieźle prezentowały się w defensywie. W rundzie wiosennej tylko raz straciły więcej niż jednego gola w meczu. W sobotę Bogdanka sprowadziła Ruch na ziemię. - Może wpłynęło to, że ja wszedłem do bramki. Wcześniej bronił Łukasz i był pewniejszy ode mnie - zauważa Suchański. - Stworzyliśmy bardzo mało sytuacji i Łęczna nas zmiażdżyła - dodaje.
Mimo że wychowanek radzionkowskiego klubu nie ma pewnego miejsca w składzie, to dobrze czuje się w zespole i nie zamierza szukać nowego pracodawcy. - Mam kontrakt do grudnia i zobaczymy, co później. Ja chciałbym zostać i nadal grać w Ruchu - mówi Suchański.