Jak w Anglii wyeliminowano problem chuliganów

Wydarzenia po finale Pucharu Polski rozegranym na stadionie w Bydgoszczy wywołały lawinę dyskusji na temat bezpieczeństwa na polskich stadionach. Polski rząd zapowiedział walkę z chuliganami. Czy możemy się jednak spodziewać zdecydowanych kroków?

Decyzja o zamknięciu stadionów Legii Warszawa i Lecha Poznań wywołała zdziwienie i śmiech w polskich mediach. Dominowała opinia, że ta decyzja nie zmieni obrazu bezpieczeństwa na polskich stadionach. Nie trudno się w tą opinią nie zgodzić. Zdecydowane i radykalne działania są niezbędne. W tym przypadku warto brać jednak przykład z najlepszych.

Za wzór rozprawienia się z problemem chuligaństwa na stadionach stawia się Anglików. To właśnie tam doprowadzono do sytuacji, że chuligaństwo na stadionach jest problemem marginalnym. Zanim jednak do tego doszło, miały miejsce dwie tragedie, które spowodowały zdecydowane kroki w zakresie bezpieczeństwa. Do pierwszej z nich doszło 29 maja 1985 roku na brukselskim stadionie Heysel, gdzie rozegrano finał Pucharu Europy pomiędzy Juventusem Turyn a FC Liverpool. Przed meczem doszło do starć między angielskimi i włoskimi kibicami, w wyniku których śmierć poniosło 39 osób. Fani Liverpoolu bez problemu pokonali niskie ogrodzenie i zaatakowali włoskich kibiców. Ci próbując uciekać, tratowali się nawzajem. Część osób została również przygnieciona trzymetrowym murem, który runął pod naporem kibiców. Po tych wydarzeniach do czasu przebudowy obiektu w roku 1995, na Heysel nie rozegrano żadnego oficjalnego spotkania.

Do drugiego tragicznego w skutkach wydarzenia doszło na Hillsborough w Sheffield. Po raz kolejny w zajściach brali udział kibice Liverpoolu. Przyczyną katastrofy był napierający tłum fanów Liverpoolu, którzy chcieli przedostać się na trybuny. W ten sposób przycisnęli przebywających blisko murawy kibiców do balustrady oddzielającej trybuny od murawy. Na Hillsborough śmierć poniosło 96 kibiców. Większość z nich została zaduszona lub zadeptana.

Efektem tragedii na Heysel i Hillsborough był raport ministra sprawiedliwiości Wielkiej Brytanii Petera Taylora, który wskazał na przyczyny tych tragedii oraz zaproponował rozwiązania, które miały podnieść bezpieczeństwo na stadionach. Podstawowe tezy raportu mówiły o tym, że wszystkie miejsca powinny być siedzące. Raport regulował także kwestie sprzedaży alkoholu oraz niszczenia barierek czy ogrodzeń. Wprowadzono karty kibica, monitoring i zakazy stadionowe dla najgroźniejszych chuliganów. Regulacje zaproponowane w raporcie Taylora nie spodobały się kibicom. Spowodowały one zmniejszenie pojemności stadionów i wzrost cen biletów.

Brytyjczycy podjęli drastyczne kroki dopiero w momencie, gdy na stadionach doszło do tragedii. Warto jednak zadać kłam powiedzeniu "mądry Polak po szkodzie" i zacząć działać zanim dojdzie do tragedii, które miały miejsce w przeszłości. Wydarzenia na stadionie w Bydgoszczy są poważnym ostrzeżeniem i powinny stanowić impuls nie tylko do zmiany przepisów, ale przede wszystkim ich respektowania. Sukces Anglików polegał właśnie na tym, że wszelkie przewinienia kibiców były surowo karane. Specjalne odziały policji stworzono specjalnie do walki z kibicami wszczynającymi burdy na stadionach. Wprowadzono surowe kary dla kibiców. Za wbiegnięcie na murawę można było spodziewać się mandatu nawet rzędu 150 tysięcy złotych! Chuligani wszczynający bójki byli od razu zamykani w więzieniu. Wprowadzenie rygorystycznych przepisów nie wyeliminowało tego problemu. Bezwzględne traktowanie chuliganów spowodowało jednak, że został zminimalizowany. Historia zna przypadki, gdzie na kibiców nakładane były bardzo wysokie kary finansowe i dożywotnie zakazy stadionowe. Głośny był przypadek podczas mistrzostw świata. Kiedy swoje spotkania rozgrywali Anglicy, chuligani ze stadionowymi zakazami mieli obowiązek stawienia się na komisariatach. Kiedy się nie stawili, jeszcze tego samego dnia zostali aresztowani i nałożono na nich kolejne kary finansowe.

Jak się zatem okazuje, w Polsce nie mamy problemu z przepisami. Te istnieją i dają możliwość działania organom ścigania i klubom. Problemem jest ich respektowanie. Zamiast wstawiać się za bandytami, aby mogli oglądać mecze piłkarskie, należy ich bezwzględnie ze stadionów eliminować. Z punktu widzenia Anglików ważne było również to, że wraz z karami dla kibiców, w parze szły kary finansowe dla klubów. W ten sposób kluby nie były zainteresowane współpracą z chuliganami, jak to ma miejsce w Polsce, tylko współpracowały ze specjalnymi oddziałami policji, które zabezpieczały mecze. Zamykanie stadionów również nie było konieczne. Wystarczyły kary finansowe dla klubów, które dodatkowo musiały jeszcze płacić za każdą interwencję policji.

Polskie władze zachowują się tak, jakby wiedziały, że gdzieś biją dzwony, tylko nie wiedzą w jakim kościele. Z jednej strony chciały pokazać swoją stanowczość, z drugiej naraziły się na śmieszność zamykając stadiony. Groźba kolejnych zamknięć stadionów brzmi już jak groteska. Stadiony są dla prawdziwych kibiców. Trzeba z nich eliminować chuliganów. W Polsce może to być jednak trudne, bo jak pokazują przykłady ostatnich dni, chuliganów zamiast eliminować, traktuje się jako partnerów biznesowych, a stróże prawa zamiast bronić obywateli, chronią lub ułatwiają życie bandytom.

Źródło artykułu: