Łukasz Piszczek o tytule mistrza Niemiec: To nie do uwierzenia, żona musiała mnie uszczypnąć

"Od degradacji do mistrzostwa - Polak w siódmym niebie" - pisze berlińska gazeta o Łukaszu Piszczku, który przed rokiem zajął z Herthą ostatnie miejsce, by teraz wraz z Borussią wywalczyć tytuł.

Łukasz Piszczek zwierzył się stołecznej gazecie z przebiegu fety po wywalczeniu tytułu w minioną sobotę. - To, co działo się na stadionie, było szaleństwem. Wieczorem mieliśmy obiad we włoskiej restauracji wraz z rodzinami, a potem na dłuższy czas poszliśmy do dyskoteki - opisuje.

Reprezentant Polski do domu wrócił dopiero o 6 rano następnego dnia. - Znów zrobiło się jasno, ale nie byłem ostatni, który wyszedł - śmieje się Piszczek. - Gdy później się obudziłem, żona najpierw musiała mnie uszczypnąć. To wszystko jest nie do uwierzenia - mówi o wywalczeniu mistrzowskiej patery. - Jestem po prostu szczęśliwy - komentuje życie osobiste świeżo upieczony ojciec, mieszkający z żoną i córką nieopodal stadionu Borussii.

Berliński dziennik zainteresował się Piszczkiem, ponieważ ten jeszcze w ubiegłym sezonie reprezentował barwy miejscowej Herthy i z hukiem spadł z nią do 2. ligi. Za transfer zawodnik dziękuje zwłaszcza Juergenowi Kloppowi. - Świetny facet, którego wkład w mistrzostwo jest ogromny. On jest zwyczajnie mistrzowski - komplementuje trenera.

Piszczek nie ukrywa radości z powrotu klubu, który reprezentował w latach 2007-2010, do Bundesligi. - Cieszę się z awansu Herthy, to wszystko nie mogło pójść lepiej. Spędziłem tam znakomity okres, ciężko było powiedzieć "do widzenia". Jednak gdy nadeszła oferta z BVB, musiałem ją zaakceptować - przyznaje.

Komentarze (0)