Nie pomogły efektowne transfery, skutku nie niosą przetasowania na trenerskim stołku. Polonia Warszawa wraca do punktu wyjścia i wszystko wskazuje na to, że wzorem poprzedniego sezonu Czarne Koszule czeka mordercza walka o utrzymanie w ekstraklasie. - Patrząc na nasze miejsce w tabeli, cel powinien być chyba jasny - nie ma wątpliwości pomocnik stołecznej drużyny, Adrian Mierzejewski. W bawełnę nie owija także Łukasz Trałka. - Nie zdobywamy punktów, a to, że będziemy się bronić przed spadkiem, jest oczywiste. Nie mamy zbyt dużej przewagi i zdajemy sobie z tego sprawę - przyznaje w rozmowie z dziennikarzami.
Polonia wiosną w lidze jeszcze nie wygrała. Czarne Koszule rundę rozpoczęły od bezbramkowego remisu z Górnikiem (po prawdzie tylko dlatego, że zabrzanom do szczęścia więcej nie było potrzeba), by następnie ulec kolejno Legii, Zagłębiu i Widzewowi. Na ligowego gola sympatycy klubu z Konwiktorskiej czekają od listopada, ich ulubieńcy pożegnali się już także z Pucharem Polski. Nie pomogły zimowe wzmocnienia, z pięciu graczy pozyskanych za kadencji Theo Bosa regularnych występów pewny może być tylko Maciej Sadlok. Dordre Contra i Milos Adamović grają słabiutko, Dmitrij Rekisz szansy pokazania się kibicom jeszcze nie otrzymał.
Piotr Stokowiec pracę w roli pierwszego szkoleniowca Polonii rozpoczął od porażki. fot. Zbigniew Luchciński / ksppolonia.pl
Po pierwszych wiosennych meczach (1:0 z Lechem w Poznaniu, 0:0 przy Konwiktorskiej z Górnikiem) wydawało się, że linia defensywna będzie jednym z głównych atutów Polonii. Obrońcy popełniają jednak błędy, mają kłopoty z kryciem i trzymaniem linii spalonego, w sobotę pomocnicy Widzewa raz po raz rozdzielali stołeczne zasieki obronne prostopadłymi piłkami. Wszystko stara się trzymać w ryzach Sadlok, koledzy w sukurs mu jednak nie przychodzą, a jednym z bohaterów wiosny przy Konwiktorskiej jest jak na razie - wielokrotnie już spisywany przez Wojciechowskiego na straty - Sebastian Przyrowski.
- Z wyniku nie jestem zadowolony, ale ze sposobu grania tak - podpisuję się pod tym, co pokazaliśmy - analizuje spotkanie z Widzewem Stokowiec. - To była inna Polonia niż w poprzednich meczach: było dużo dośrodkowań, wymiany piłek, sytuacji do strzelenia bramki. Dyktowaliśmy na boisku warunki, staraliśmy się grać ofensywnie. Podjęliśmy ryzyko, co przypłaciliśmy straconą bramką - tłumaczy. Wtórują mu zawodnicy. - Patrząc na mecz z Widzewem i te wcześniejsze, na pewno widać jakąś poprawę - zaznacza Trałka. - W pierwszej połowie byliśmy stroną przeważającą - dorzuca Mierzejewski. Trudno się jednak z nimi zgodzić.
Maciej Sadlok (z lewej) stara się trzymać w ryzach stołeczną defensywę, marnie mu to jednak wychodzi
W sobotę przy Konwiktorskiej to goście byli stroną dominującą, narzucili stołecznej drużynie swój styl gry. Spokojnie przyjmowali przeciwnika na własnej połowie, by po chwili wyprowadzić szybką akcję i błyskawicznie stworzyć zagrożenie pod bramką Przyrowskiego. Podopieczni Stokowca grali nerwowo, mieli problemy z konstruowaniem sensownych akcji ofensywnych, ograniczali się na dobrą sprawę do strzałów z dystansu i marnej jakości dośrodkowań. Spokój Macieja Mielcarza mącili rzadko - dopiero w końcówce najpierw golkipera Widzewa zatrudnił Tomasz Brzyski, a kilka chwil później zewnętrzną część słupka atomowym strzałem obił Mierzejewski.
- Graliśmy agresywnie i wysoko, proszę też zwrócić uwagę na ilość dośrodkowań Brzyskiego i Tosika - mówi Stokowiec. - Chciałem atakować większą ilością zawodników, oskrzydlać akcje, budować je z wielu podań. Nie ma jeszcze hurraoptymizmu, ale kierunek się zmienił. To nie była Polonia, która się broni i chaotycznie wybija piłkę - zaznacza 38-letni szkoleniowiec. Z faktami dyskutować jednak ciężko, Czarne Koszule w sumie - licząc także Puchar Polski - przegrały czwarty mecz z rzędu. Teraz przed ligowcami dwa tygodnie przerwy, na boiska wrócą na początku kwietnia. Polonia zagra w Kielcach i musi wygrać - Arka i Cracovia są bowiem coraz bliżej.