Bartosz Zimkowski: Zaczyna się pan powoli nudzić w domu, czy jeszcze potrzebuje pan odpoczynku?
Marek Bajor: Mam jeszcze trochę spraw, które wymagały mojego większego zaangażowania. Na razie wolny czas mam wypełniony.
Mówimy o zajęciach związanych z futbolem?
- O sporcie nie zapominam - w szczególności o piłce. Jestem na bieżąco z tym co się dzieje w polskiej lidze i od tego nigdy się nie odetnę. Wydaje mi się, że muszę wiedzieć co słychać w futbolu, tym bardziej, że to lubię.
Były już jakieś sygnały z innych klubów z ofertami pracy?
- Nie, na razie nic takiego nie było. Póki co głowy sobie tym nie zaprzątam. Tak jak mówiłem, mam swoje sprawy i chciałbym je wyprostować. Nie jest tak, że czekam tylko na jakiś telefon.
Mówi pan, że ma pan inne zajęcia na głowie, ale gdyby pojawiłaby się taka propozycja, to co wówczas?
- Nie sądzę, żeby teraz ktoś zwalniał trenera. Dopiero się runda zaczęła. Potrzeba czasu i ja też go chcę mieć. Musiałbym pewne rzeczy przemyśleć, więc na razie nie palę się. Spokojnie. Powtórzę: nie zaprzątam sobie tym głowy i nie czekam na telefon.
Może praca u trenera Smudy w kadrze?
- Też nie. Trener Smuda ma swój sztab, z którym współpracuje. Może potrzebuje jakiegoś trenera, ale nie tego typu co ja. Może ktoś od przygotowania fizycznego czy jeszcze jakiś inny. Nie sądzę, żeby miał brać jeszcze jednego asystenta.
Hipotetycznie: jeśli pojawiłaby się propozycja bycia asystentem, to przyjmuje pan?
- Zawsze możemy się zastanowić. Jeśli będzie to konkretna oferta, to możemy usiąść. Nie jest powiedziane, że zawsze muszę być pierwszym trenerem.
Planuje pan jakiś zagraniczny staż?
- Prędzej czy później będę musiał taki odbyć. Będzie to wiązało się z moim kursem UEFA Pro. Jeśli chcę go zaliczyć, to muszę odbyć staż.
Jaka liga jest panu najbliższa?
- Wydaje mi się, że jeśli już pojadę na staż, to do Niemiec, ale nie chcę przesądzać. Będzie to zależeć od tego, gdzie mi się uda coś załatwić. Mam paru kolegów, którzy mają mi w tym pomóc. Zobaczymy.
Jak długo potrwa jeszcze kurs UEFA Pro?
- Mamy określoną liczbę godzin, które musimy odbyć. Wszystko będzie zależało od tego, jak będziemy dysponować czasem. Jest nas dziesięciu w grupie i wszystkim muszą terminy odpowiadać. Różnie to bywa. Ciężko powiedzieć, kiedy on się skończy. Teoretycznie powinien w czerwcu, ale to zależy od wielu czynników.
Nie mogę nie zapytać o Zagłębie. Prezes Jerzy Koziński powiedział, że drużyna potrzebowała nowego impulsu. Brzmi jakby się pan wypalił.
- Nie zgodzę się z tym. Jaki impuls? Przecież zespół grał podobnie jak w pierwszym meczu z Koroną! Uważam, że nic wielkiego się nie zmieniło i trener Urban również nic takiego nie zmieni. Zostawiłem drużynę, która była dobrze przygotowana, a porażka z Górnikiem Zabrze 1:5 to był tylko wypadek przy pracy. Tak jak mówiłem przed chwilą: zostawiłem zespół dobrze przygotowany, co było widać w meczu z Polonią Warszawa. Wiedziałem, że sobie poradzą na swoim boisku. Forma Czarnych Koszul nie była jakaś rewelacyjna. Myślę, że praca, którą wykonaliśmy wraz ze sztabem podczas okresu przygotowawczego, była dobrze zrobiona, więc stąd zwycięstwo nad Polonią. Niewiele brakło, a wygralibyśmy również z Koroną.
Słowa o nowym impulsie prezes Koziński wypowiedział, gdy przedstawił nowego trenera. Nie czuje się pan rozczarowany?
- Nie. Prezes mówi to, co uważa. Ja też mam swoje zdanie. Uszanuję to, chociaż inaczej to widzę. Nie chciałbym tego roztrząsać na łamach prasy. Poza tym umówiliśmy się nawzajem, że nie będziemy w chwili obecnej żadnych animozji stwarzali. Tym bardziej nie mogę mówić, ponieważ powiedzieliśmy sobie, że do 30 czerwca nie będziemy o naszym rozstaniu rozmawiali.
W tragicznej sytuacji Zagłębia pan nie zostawił.
- Oczywiście. Nie mam się czego wstydzić. Zostawiłem zespół dobrze dysponowany i nie mam sobie nic do zarzucenia. Wykonywałem swoją pracę sumiennie. Nie było przypadku w tym co robiliśmy. Utrzymałem zespół w pierwszym sezonie, wprowadziłem do gry nowych, młodych graczy. Uważam, że w obecnym sezonie też nie wyglądało to źle, jak niektórzy sugerowali.
Wspomniał pan o młodych zawodnikach. Nie bał się pan stawiać na 18-letniego Dąbrowskiego?
- Zawsze jest ryzyko. Wiedziałem, kiedy ten zawodnik został przygotowany, żeby mógł już regularnie grać. To nie działo się przypadkowo. Trenował z nami pół roku i przeszedł aklimatyzację. Udało mi się wprowadzić go do gry i byłem z niego bardzo zadowolony. Można powiedzieć, że pokazałem, iż można stawiać na tych młodych piłkarzy, którzy mieli już sukcesy choćby w Młodej Ekstraklasie. Mówię nie tylko o Dąbrowskim. Byli jeszcze Błąd czy Woźniak. Niewiele zabrakło, a w pierwszym spotkaniu z Koroną zagrałby Rakowski, ale rozchorował się przed meczem. Musieliśmy zrezygnować z jego usług. Są jeszcze Bartków czy Forenc. Zatem kilku tych zawodników pokazaliśmy. Mnie to bardzo cieszy, że stawiałem na nich, a klub z pewnością będzie miał z nich pożytek.
Dąbrowski sprawia wrażenie bardzo dojrzałego, chociaż ma 18 lat. Sodówka mu nie odbije?
- Nie odbije mu - przynajmniej na razie nic na to nie wskazuje. Mnie cieszy przede wszystkim to, że potrafi połączyć naukę i sport. Nie ukrywam, że ma indywidualny tok nauczania i bodajże w tym roku przystępuje do matury. Fajnie, że ma głowę na karku i potrafi sobie radzić z tym wszystkim. Są oczekiwania wobec niego i wspomniana nauka. Nie ukrywajmy - pogodzenie tego nie jest łatwe.