Piast dobrze zaczął sobotnią konfrontację. Mógł zdobyć nawet kilka bramek, ale zabrakło przede wszystkim skuteczności i zimnej krwi. - Początek meczu na pewno nie zapowiadał naszej porażki. Szkoda, że spotkanie wyglądało, jak wyglądało. Chcieliśmy do końca rundy pozostać jedynym niepokonanym zespołem ligi, ale tego celu nie osiągniemy - mówił po końcowym gwizdku sędziego rozczarowany Łukasz Krzycki. - Po pierwszej połowie mogliśmy prowadzić 2:0, a nawet 3:0. Jeżeli w takich meczach nie wykorzystujesz sytuacji, to możesz mieć kłopoty. Tego właśnie się obawialiśmy. W piłce tak już bywa. Zmarnowaliśmy kilka okazji i po zmianie stron rywal nas wypunktował - zauważył Bartłomiej Sielewski.
Dla gliwiczan wpadka z Ruchem jest niemałym szokiem. W trzynastu konfrontacjach niebiesko-czerwoni regularnie sięgali po punkty, chociaż na ich drodze stawały silniejsze zespoły, bo m.in. Podbeskidzie Bielsko-Biała i ŁKS Łódź. - Wiedzieliśmy, że z Radzionkowem łatwo nie będzie, ale takiego scenariusza na pewno nie zakładaliśmy. W kolejnych spotkaniach musimy odrobić stracone punkty, bo trzeba gonić czołówkę. Przegraliśmy dopiero pierwszy mecz, szkoda, że akurat w takim momencie - kręcił głową Adrian Klepczyński.
Po czternastu kolejkach I-ligowej rywalizacji gliwiczanie do miejsca premiowanego awansem tracą pięć oczek.