W minionym sezonie ze względu na remont obiektu im. Henryka Reymana wiślacy w roli gospodarza występowali na Stadionie Ludowym w Sosnowcu (runda jesienna) i Suchych Stawach w Krakowie (runda wiosenna). Będąc formalnym gospodarzem Biała Gwiazdy przegrała czterokrotnie, co nie zdarzyło jej się od sezonu 1996/97, kiedy - jeszcze przed "erą Tele-Foniki" - uplasowała się na 12. miejscu w tabeli ekstraklasy. - Przez brak gry na tym stadionie nie zdobyliśmy w zeszłym sezonie mistrzostwa Polski. Nie ma co ukrywać, że grając jako gospodarze w Sosnowcu i na Hutniku przegraliśmy cztery spotkania, których na Reymonta, przy tych kibicach byśmy nie przegrali - mówi Brożek, mają na myśli porażki z Legią Warszawa, Cracovią, Arką Gdynia i Koroną Kielce (wszystkie 0:1). - Wsparcie kibiców jest przecież pomocne. Różnie bywało z graniem poza Reymonta. Rozmawialiśmy z kibicami i każdy z nas czekał na powrót na ten stadion - dodaje.
W ostatniej kolejce Wisła uległa w Białymstoku Jagiellonii (1:2), ale z wielu stron posypały się na nią pochwały za grę ofensywną. Gorzej było z destrukcją. - Cały czas myślimy nad tym jak poprawić grę. Zalążki lepszej gry były widoczne już w Białymstoku, ale czeka nas jeszcze długa droga. Wiemy, że kibice oczekują nie tylko zwycięstw, ale i dobrej gry. O problemach obrony będzie mówił trener. Ja mogę mówić o tym, co już zauważyłem przed meczem w Białymstoku: nie mieliśmy kiedy pracować nad tym, bo Gordan Bunoza i Erik Czikosz byli na kadrze. Przez ten tydzień staraliśmy się to nadrobić. Nie chodzi tylko o obronę, ale o grę obronną całego zespołu - tłumaczy Brożek.
Po kilku sezonach, w których trenerzy ustalanie składu Wisły zaczynali właśnie od Brożka, dwukrotny król strzelców wylądował na ławce rezerwowych. Posadził go tam najpierw Henryka Kasperczak, a następnie po jednym występie od 1. minuty znowu odesłał Tomasz Kulawik. Również Robert Maaskant nie od razu postawił na "Brozia". - Przez kilka lat miałem niepodważalną pozycję w klubie. Później przyszedł ciężki okres dla mnie. Musiałem mocno pracować, a jeszcze urodziła się moja córka. Na szczęście udało mi się to pogodzić - twierdzi reprezentant Polski.
Brożek nie może doczekać już piątkowego meczu z Koroną. Jest zawodnikiem Wisły od 1999 roku, więc dokładnie pamięta metamorfozą, jaką przechodził jej stadion. - Cieszy to, że wszystkie trybuny są zadaszone. Pamiętam kiedy wszystkie cztery trybuny były różne i... trochę śmiesznie to wyglądało. O samym stadionie więcej będą mogli powiedzieć kibice. Ja cieszę się z tego, ze murawa jest w bardzo dobrym stanie. Trenowaliśmy na niej i wszystko jest w porządku. Czego będzie mi najbardziej brakować ze starego stadionu? Na pewno szatni. Zawsze było zabawnie... - mówi z szelmowskim uśmieszkiem.