Kasperczyk - dance w Ostrowcu - echa meczu KSZO - Podbeskidzie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Niespodzianki w Ostrowcu Świętokrzyskim nie było i to Podbeskidzie zwyciężyło z KSZO, potwierdzając tym samym, że pozycja zespołu w ligowej tabeli nie jest przypadkowa. W trzy minuty podopieczni trenera Roberta Kasperczyka rozstrzygnęli losy spotkania.

Kaperczyk - dance i statystyka padła

W ostatnich pięciu spotkaniach KSZO i Podbeskidzia w Ostrowcu Świętokrzyskim, drużyna z Bielska - Białej jeszcze nigdy nie zdobyła choćby punkty, zawsze lepsi okazywali się gospodarze obiektu przy ulicy Świętokrzyskiej. Do 76 minuty była tak również i tym razem, jednak po kolejnych trzech, statystyka padła i trener gości mógł odtańczyć taniec radości.

- Ja trochę wariuję po tych bramkach. Przed meczem wczytaliśmy się w statystykę i ta jasno mówiła, że w ostatnich pięciu spotkaniach Podbeskidzia w Ostrowcu, zespół z Bielska - Białej nigdy nie zdobył nawet punktu. To jest chyba jedyny taki stadion w Polsce. Przy stanie 0:1 zaczynałem już myśleć, że faktycznie ze statystyką się nie wygra. Ktoś przed meczem powiedział, że któraś statystyka padnie - powiedział po spotkaniu trener Robert Kasperczyk.

Rozdarty Cieśliński

Były zawodnik ostrowieckiego KSZO - Adam Cieśliński, zdobył bramkę na 1:1 w spotkaniu podopiecznych trenera Czesława Jakołcewicza z Podbeskidziem Bielsko - Biała i tym samym odwrócił losy spotkania, w którym po 75 minutach to ekipa pomarańczowo - czarnych miała w kieszeni trzy punkty. Była to swego rodzaju podróż sentymentalna Cieślińskiego, który jeszcze w poprzednim sezonie trafiał do siatki rywali w barwach KSZO.

- Powiem szczerze, że dziwnie się czułem, byłem jakiś taki dziwnie rozdarty. Jak wszedłem na ten stadion, zobaczyłem znajome twarze, to później schodząc z rozgrzewki nie wiedziałem, czy mam iść do szatni na prawo czy na lewo (śmiech). Grałem przecież przeciwko ŁKS Łódź i takiego uczucia nie było, a tutaj w Ostrowcu bardzo dziwnie się czułem. Oczywiście cieszyłem się z bramki, ale jakieś wewnętrzne rozdarcie było - stwierdził zawodnik.

Dobra gra punktów nie daje

Piłkarze KSZO już w meczu z Górnikiem Łęczna zaprezentowali się bardzo dobrze i gdyby nie kiepskie sędziowanie z pewnością spokojnie wywieźliby z terenu rywala remis, albo nawet komplet punktów. Podobnie było w meczu z Podbeskidziem Bielsko - Biała, bo do 76 minuty prowadzili po trafieniu Krystiana Kanarskiego. Trzy minuty zaważyły na końcowym wyniku, a podopieczni trenera Czesława Jakołcewicza schodzili z murawy ze spuszczonymi głowami, bo to goście dopisali do swojego ligowego konta komplet oczek.

Niestety, KSZO jako klub z problemami i nie najlepsza sytuacją finansową musi liczyć się z tym, że czeka go walka o utrzymanie w każdym meczu. Nawet jeśli ostrowczanie dobrze grają, to różne okoliczności sprawiają, że punktów w tabeli nie dopisują.

- My fajnie gramy, ale punktów niestety nie zdobywamy. Cieszy fakt, że ta gra się układa coraz lepiej, jednak za ładne widowisko nikt punktów w tabeli nam nie dopisze - mówił rozgoryczony po meczu Mikołaj Skórnicki

Byli pewni, że wygrali

Dwaj piłkarze KSZO: Mikołaj Skórnicki i Krystian Kanarski opuścili boisko przed końcowym gwizdkiem sędziego. Nie czekali przy ławce na rezultat spotkania i zeszli do szatni przy stanie 1:0 dla KSZO. Po 90 minutach, gdy pozostali gracze pomarańczowo-czarnych schodzili z murawy, zawodnicy byli pewni, że wynik się nie zmienił i zespół ograł lidera rozgrywek.

- Szczerze powiem, że po zmianie zszedłem do szatni i byłem pewien, że rezultat się nie zmienił i wygraliśmy mecz. Ale chłopaki weszli do szatni ze spuszczonymi głowami i powiedzieli, że przegraliśmy.

Źródło artykułu: