- Ja przypadkowo znalazłem się w tej akcji, z której tak naprawdę skorzystał Jasiu Gol - mówi skromnie Marcin Żewłakow i po chwili dodaje. - Tą bramkę trzeba mu przypisać w całości, od samego początku do końca. Mogę mu tylko pogratulować z tego miejsca, bo jest to bramka "stadiony świata".
Lechia, mając na uwadze to, że napastnik bełchatowian strzelił już w tym sezonie 4 gole, postanowiła podwoić mu krycie, co z jednej strony było bardzo dobrym posunięciem, bo Lechiści uniemożliwili "Żewłakowi" swobodne poruszanie się pod ich bramką, z drugiej zaś więcej miejsca mięli właśnie tacy zawodnicy jak Janusz Gol, który strzelił bramkę bardzo rzadkiej urody. - Wiadomo, że trener stara się ustalić taktykę pod każdego przeciwnika, więc nie ma jednej wielkiej taktycznej ramy na każdy mecz. Z drugiej strony po tych 4. meczach też pokazaliśmy co gramy. Każdy przeciwnik, który tu przyjeżdża, który mógłby nas teoretycznie traktować troszeczkę z góry, teraz się nastawia. Nie jesteśmy już "chłopcem do bicia" jak do tej pory myślano. Jeśli chodzi o mnie, to w sytuacji kiedy nic nie możesz zrobić przy piłce to przynajmniej swoim ruchem pomóż kolegą, stwórz jakąś sytuację. To jest moja filozofia - kończy jeden z najskuteczniejszych piłkarzy Ekstraklasy.